Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Wojciech Fibak: Do Poznania zawsze wracam

Dodano: 30.04.15 07:33


gwi11501246

Z Wojciechem Fibakiem*, najwybitniejszym polskim tenisistą, biznesmenem, kolekcjonerem dzieł sztuki rozmawia Jacek Szczepaniak

– Zagląda Pan, przynajmniej od czasu do czasu, w rodzinne strony?


– Często. Coraz częściej. Jestem bardzo związany z mamą – Joanną, która do teraz mieszka na Sołaczu. Tam jest miejsce, w którym się urodziłem, wychowałem, wchodziłem w dorosłe życie. Do teraz jestem zakochany w samym Parku. Jego niepowtarzalnym klimacie, tych alejkach, stawach, dzikim ptactwie. Lubię się tam przechadzać, albo jeździć na rowerze. Okoliczni mieszkańcy zresztą doskonale mnie znają. Dla nich mój widok nie jest żadną sensacją.


- Można Pana także spotkać na poznańskich kortach.


– I to zarówno na Golęcinie, na obiektach „Olimpii” jak i poznańskiego AZS-u. Tam właśnie po raz pierwszy w życiu trzymałem tenisową rakietę, tak zaczęła się moja przygoda z tenisem. Na AZS-ie do teraz odbywa się zresztą „Grand Prix Wojtka Fibaka”. Jeden z najstarszych turniejów dla młodzieży w Polsce. W zeszłym roku była 37 edycja, trwają przygotowania do kolejnej.


- Mówi się, że karierę zawdzięcza Pan ojcu.


– Nie ma co ukrywać, że tata – Jan, miał na nią kolosalny wpływ. Przede wszystkim się nie … sprzeciwiał, wręcz popierał moje uganianie się za piłeczką. Choć sam, na pozór, był z innego świata. Kapitalny lekarz, szef szpitala przy ul. Przybyszewskiego, potem im. Franciszka Raszei. Stworzył tam wzorcowy oddział chirurgiczny, wówczas najlepszy w kraju. Rodzice pilnowali jednak, żebym nie zaniedbał nauki. Skończyłem poznańskiego „Marcinka”, potem nawet 2 lata dziennych studiów na UAM. W pamięci wciąż mam egzamin u profesora Ziembińskiego. Potem jednak przyszedł czas ostatecznego wyboru. A na mnie czekał świat, przede wszystkim Ameryka. I wielki tenis.


-Także sława, wielkie pieniądze, coraz to nowe rezydencje…


– Szmat czasu spędziłem w Nowym Jorku i Paryżu. Obecnie jestem zarówno w Monte Carlo, Alpach, Warszawie jak i w … Poznaniu. Wcale nie żartuję. Mówię absolutnie serio: jestem dumny z mojego rodzinnego miasta! Rzeczy, których na co dzień, być może nie dostrzegają nawet sami mieszkańcy: nowoczesnego lotniska, dworca, dobrej drogi do zachodniej granicy. Poznań w tej materii, w niczym nie odbiega od Europy. Jednocześnie nie jest i nigdy nie będzie mega metropolią taką jak Tokio czy Londyn. Tam życie potrafi być koszmarem.


wfdp2



- Potrafi Pan wskazać jeszcze jakieś inne wizytówki naszego miasta?


– Na pewno Stary Browar, gdzie z wielką klasą połączono zamysł artystyczny z funkcją komercyjną, a także City Park. W tych miejscach lubię przebywać, spotykać się z przyjaciółmi, mam tam także swoje ulubione restauracje. Zresztą Poznań pięknieje. Co rusz swój urok odzyskują kamienice, inne zabytki, przy okazji dba się też o szeroko pojętą kulturę – wspomnę choćby tylko o nowej części Muzeum Narodowego.


- Stereotyp jest jednak nieco inny: stolica Wielkopolski to przede wszystkim biznes, nowe technologie.


– Wiem. Sam przecież, przez kilka lat, byłem właścicielem „Gazety Poznańskiej”. Tu i teraz dla mnie Poznań to jednak bardzo prężny ośrodek sztuki. Mam tutaj na myśli nie tylko galerie, choć kilka, obowiązkowo trzeba wymienić: Piekary, Skowron czy tę u pani Hanny Modzelewskiej. Wokół nich skupiają się utalentowani artyści oraz kupcy. I to prawdziwi koneserzy. Ludzie z ogromną wiedzą, wyczuciem, a także – nie ma co ukrywać – pieniędzmi.


- Sam Pan dalej zaangażowany jest w kolekcjonowanie dzieł sztuki. Poza tym co jest Pana prywatną własnością, są także prowadzone przez Wojciecha Fibaka, galerie.


– Jedna w Warszawie i druga tutaj, przy ulicy Małopolskiej. Obecnie skupiam się nad przygotowaniem wystawy Mariusza Kruka. W moim odczuciu to będzie wielkie wydarzenie. Być może o światowej skali.


- Polacy znają się na sztuce?


– Coraz lepiej, o pewnych sprawach potrafią rozmawiać z coraz większą znajomością rzeczy. Zbyt często temat ten przebija się jednak do mediów w atmosferze taniej sensacji. Jakaś kradzież, fałszerstwo, odnalezienie obrazów gdzieś tam na strychu… Przy okazji wypisuje się nieskończone bzdury, a papier jak wiadomo jest cierpliwy, wszystko przyjmie.


- Ma Pan strasznie napięty harmonogram.


– Fakt, tylko dzisiaj czeka mnie jeszcze kilkanaście spotkań. Potem lotnisko, odlot. Ja jednak do Poznania zawsze wracam. Tak jak do domu.


- Na koniec, czy chciałby Pan coś przekazać Czytelnikom „Warty Poznania”?


– Życzę im samych sukcesów. Zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. Te same słowa dedykuję zresztą także redakcji. Rozwijajcie się i … róbcie swoje.


„Warta Poznania Extra


wfdp3



* Wojciech Fibak – polski tenisista, finalista Masters i czterokrotny ćwierćfinalista turniejówwielkoszlemowych w grze pojedynczej, zwycięzca Australian Open w grze podwójnej, biznesmen.


Został zawodnikiem AZS Poznań (od 1975 GKS Olimpii Poznań), zdobył mistrzostwo Polski juniorów oraz mistrzostwo Polski seniorów w hali (1970). Zwrócił na siebie uwagę ówczesnego kapitana związkowego Polskiego Związku Tenisowego Zbigniewa Bełdowskiego, który umożliwił mu rywalizację w imprezach międzynarodowych. W 1973 Fibak wygrał turniej Trofeo Bonfiglio w Mediolanie.


W latach 90. Fibak pełnił również funkcję prezesa Polskiego Związku Tenisowego. Prawdopodobnie najważniejszą jego zasługą dla polskiego tenisa jest popularyzacja dyscypliny, niemal nieobecnej w szerokim odbiorze w okresie powojennym.


Obecny jest stale na najważniejszych polskich turniejach. Po zakończeniu kariery osiadł w Monte Carlo (pełnił funkcję konsula honorowego RP w Monako) i startował w Polsce w światowych igrzyskach Polonii. Po zakończeniu czynnego uprawiania sportu zajął się także – wykorzystując kapitał zdobyty na kortach – działalnością biznesową. Stworzył Fibak Investment Group, był m.in. generalnym przedstawicielem na Polskę koncernu Volvo i wydawcą szeregu polskich czasopism, m.in. „Dziennika Śląskiego”, „Sportu”, „Gazety Poznańskiej”, „Expressu Wieczornego”.


Znany jako kolekcjoner dzieł sztuki (tą pasją zaraził także Ivana Lendla czy Steffi Graf) – zwłaszcza malarstwa polskiego początku XX wieku, stworzył galerię polskiego malarstwa z siedzibą w Warszawie i Poznaniu. (wikipedia)


Zobacz również: