Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Oderwałem się od ziemi

Dodano: 17.03.15 10:59


gwi40501617

Rozmowa z KRZYSZTOFEM „KIELICHEM” KIELISZKIEWICZEM

- Od 21 lat jesteś basistą Lady Pank. Trzy lata temu postanowiłeś jednak zdradzić rodzimą formację i wydałeś solowy album „Dziecko szczęścia”.


- Nie był to żaden skok w bok, bo nie ukrywałem się z tym przed resztą zespołu. Lady Pank zawsze będzie dla mnie najważniejszy. Nagrywając solowy krążek chciałem się sprawdzić jako kompozytor.


- I pomimo tego, że zarzekałeś się, że już nigdy więcej, wydałeś właśnie drugi album solowy „Drapacz chmur”.


- No i rzeczywiście nie miało być już niczego więcej. Mnóstwo czynników odprawiało mnie od nagrania kolejnej płyty. Na zmianę mojej decyzji wpływ miały przede wszystkim liczne długie wieczory, które spędziłem z gitarą w ręku. Tak powstało kilka nowych, fajnych numerów. Tak mi się przynajmniej wydaje, że fajnych, bo sam nie mam do nich żadnego dystansu (uśmiech). W każdym razie źle bym się czuł, gdyby resztę swojego życia przeleżałyby one na dnie szuflady.


- Nie mogłeś zaproponować tych kompozycji innym wykonawcom?


- Nie ukrywam, że tutaj podszedłem do sprawy dość egoistycznie. Kiedy oddajesz jakiś utwór innemu artyście, właściwie się z nim żegnasz. Nie masz na niego żadnego wpływu. Bez twojego udziału może on do tego stopnia zmienić brzmienie i formę, że w ogóle nie czujesz tego, że jesteś jego autorem. Tego właśnie chciałem uniknąć. Dlatego po raz kolejny postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce.


- Nie wiem czy moje rozumowanie idzie w dobrym kierunku, ale czy tytuł albumu „Drapacz chmur” może oznaczać, że muzycznie wspiąłeś się o poziom wyżej?


- Rzeczywiście jest w nim pewna dwoistość. Na pewno zrobiłem kolejny krok w swoim życiu artystycznym. Może nie sięgnąłem chmur, ale z pewnością oderwałem się od ziemi. Zdarza mi się błądzić w obłokach i myśleć o niebieskich migdałach, ale zaraz życie sprowadza mnie na ziemię, bo właśnie przyszły kolejne rachunki do zapłacenia (śmiech). W każdym razie ten album jest o wiele bardziej osobisty.


- Na „Dziecko szczęścia” zaprosiłeś wiele interesujących wokali do współpracy. Dlaczego tym razem w znacznym stopniu ograniczyłeś głosy śpiewające na „Drapaczu”?


- Głównie z powodów logistycznych. Na pierwszym krążku mogliśmy usłyszeć m.in. Kasię Stankiewicz, Anię Rusowicz, Anię Dąbrowską, Marcina Rozynka czy Johna Portera. Jestem im niezmiernie wdzięczny, że wsparli mój projekt swoimi talentami. Żałowałem wówczas jednak jednego. Że na zajętość tych artystów nie uda mi się zebrać nas w jednym miejscu i czasy, by zaprezentować „Dziecko szczęścia” publiczności na żywo. Na „Drapaczu chmur” większość utworów śpiewam sam. Wspiera mnie jedynie Łukasz Lach, którego usłyszeć można było także na poprzedniej płycie.


- Czy to oznacza, że zamierzasz wyruszyć z tym materiałem w Polskę?


- Bardzo bym chciał sprawdzić „Drapacza” na koncertach. Nie wiem czy mi się to uda ze względu na terminarz Lady Pank. Właśnie ruszamy w wielką trasę koncertową. Zaprezentujemy na niej akustyczne przeboje grupy. Podczas tego tournee powstanie materiał na płytę, która na rynku ukaże się w maju.



osoz2



- To może warto połączyć przyjemne z pożytecznym? Przecież każdy z muzyków Lady Pank ma na swoim koncie solowe projekty. Można by zaprezentować niektóre przynajmniej utwory na koncertach zespołu.


- Nie myśleliśmy nigdy o tym w tych kategoriach. Może jest to jakiś pomysł? Teraz głośno myślę. Z drugiej jednak strony chcielibyśmy uniknąć porównań naszych solowych projektów do podstawowej działalności Lady Pank. Poza tym naturalną rzeczą jest, że po nasze solowe albumy najczęściej sięgają także fani zespołu. Choć każdy z nas pewnie po cichu liczy na to, że dzięki solowej działalności pozyska nowych odbiorców.


- I jak to będzie z Tobą teraz? Mówisz dość czy w głowie mnożą Ci się kolejne solowe projekty?


- Nauczony doświadczeniem wolę powiedzieć „nigdy nie mów nigdy”. Na razie jestem na początku promocji „Drapacza chmur”. Ale gdyby zaczęło mi się w głowie kotłować od pomysłów, nie będę się zarzekał (uśmiech).


Rozmawiał MARCIN KALITA


Fot. Paweł Bąbała


Zobacz również: