Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Jednorożec jest symbolem zmian

Dodano: 24.10.15 19:57


gwi61093838

Rozmowa z PAWŁEM MAŁASZYŃSKIM i WOJCIECHEM NAPORĄ z zespołu COCHISE

Nie daliście odpocząć swoim fanom. Zapewne ku ich uciesze, ale już po roku kolejna, czwarta płyta.


Paweł: Jak się ma materiał, to nie ma co czekać. Tak naprawdę materiał na "The Sun Also Rises For Unicorns" mieliśmy gotowy, kończąc pracę nad "118". Podobnie jest teraz. Już mamy 12 utworów na kolejny album, nad którym powoli zaczynamy pracować. Nawet wiemy jaki będzie tytuł i kolor okładki.


Dawaj!


Paweł: Eee, za szybko byś chciał wiedzieć (śmiech). Poczekajmy jeszcze chwilę. Dajmy się słuchaczom nacieszyć najnowszym krążkiem.


Znalazły się na nim te numery, które nie weszły na poprzedni?


Paweł: Absolutnie, nie robimy takich rzeczy. W komputerze Wojtka mamy tzw. bank pomysłów, który w tym momencie zawiera około dwustu kawałków. Kiedy kończymy prace nad daną płytą, siadamy i komisyjnie wybieramy z niego jakieś 30 propozycji na następną. Po wstępnej selekcji odpada dziesięć, aż ostatecznie zostaje dwanaście numerów. I tak jest w tym przypadku. Ale kto wie? Podczas pracy nad płytą może zdarzyć się tak, że któryś z kawałków wróci do banku, a wyjmiemy z niego zupełnie inny numer. Tego do samego końca nie jesteśmy pewni nawet my.


Wytwórnia nie narzuca Wam ilości utworów, a nawet ich samych?


Wojtek: Mamy zupełną wolność w tej kwestii. Do wytwórni wysłaliśmy jedynie trzy numery demo. To im wystarczyło, żeby zaakceptować nasz pomysł.


Paweł: Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli współpracować z wytwórnią, która chciałaby nam cokolwiek narzuć. Mamy szczęście do takich firm, które nie zabijają nas od strony artystycznej.


Jesteście zadowoleni z efektu końcowego, jakim jest "The Sun Also Rises For Unicorns"?


Paweł: Bardzo. Na pewno bardziej niż ze "118".


Wojtek: Każda płyta jest zamknięciem w krążku pewnej atmosfery, otaczającej zespół w danej chwili. Dla nas każda kolejna płyta jest najlepsza. To dość zrozumiałe. A jak widzą to inni? Na to już nie mamy wpływu (śmiech)


Paweł: Są grupy światowego formatu, które mają w swoim dorobku milowe albumy, po których ciężko było im nadążyć do ich doskonałości. Ale do nich to nawet nie śmiemy się porównywać. Natomiast mówiąc o sobie... Każdy ojciec kocha każde swoje dziecko, ale to nam się wyjątkowo udało (śmiech).


Wasza nowa płyta jest jakby "bogatsza".


Paweł: To prawda. Postanowiliśmy dać fanom więcej siebie. Będzie więcej teledysków, a i sama płyta po raz pierwszy wzbogacona jest o książeczkę z tekstami.


Wojtek: Do tej pory byliśmy zbyt hermetyczni. Sami pracowaliśmy nad projektami okładek czy pomysłami do klipów. Teraz postanowiliśmy wpuścić do naszego świata ludzi z inną niż nasza wrażliwością. Oddaliśmy w ich ręce całą oprawę graficzno-filmową. Znacznie wzbogaciło to naszą muzyczną twórczość.


Poprzednia płyta "118" miała swój klucz w postaci tytułowego numeru pokoju. Najnowsza też posiada swój tajemny symbol?


Paweł: Może nie tajemny, bo zawarty już w tytule. To jednorożec. Jest on symbolem zmian, których oczekiwaliśmy od siebie, muzyki, życia. W tytułowej sekwencji "słońce wstaje także dla jednorożców" zawarta jest głębia, odnosząca się do ludzi walczących z otaczającą rzeczywistością, potrafiących podnieść się z najbardziej dotkliwego upadku. Jednorożec jest więc symbolem zmian na lepsze. Wstajemy rano i borykamy się z problemami dnia codziennego, ale mimo tych przeciwności uczymy się cieszyć z tego, że żyjemy, oddychamy.


Skoro mowa o zmianach... W muzyce odnalazłeś pomysł na siebie? Ostatnio mniej Cię jako aktora.


Paweł: Niestety nie dostaję na tyle ciekawych propozycji, nad którymi mógłbym się pochylać. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jeśli cię nie ma na ekranie, to w ogóle cię nie ma. Ale staram się nie marnować czasu na to, co mnie nie interesuje. I nie ma w tym innej filozofii czy wyrachowania. Poza tym ciągle egzystuję w swoim zawodzie. Cały czas gram w teatrze. To ograniczenie mojej widoczności na ekranie nie ma związku ze zmianami zawodowymi, a raczej mojej duchowości i wrażliwości. Tego jakim


jestem człowiekiem i jakich zmian oczekiwałem od siebie samego.


Na szczęście ku uciesze widzów rozpocząłeś prace nad nowym serialem "Komisja morderstw". Jego tytuł sugeruje sensacyjną zawartość scenariusza. Ale Ty znów wdziejesz w nim lekarski fartuch...


Paweł: Mój bohater to Adam Frejncz, wybitny umysł, wszechstronnie wykształcony lekarz neurolog, z zamiłowania antropolog. Twórca fundacji, która zajmuje się historią i wybitnymi postaciami Dolnego Śląska. Osobiście prowadzi klinikę, która charytatywnie pomaga ludziom. Jego klinika mieści się w przepięknym Zamku Kliczków. Jego gust i pociąg do zagadek historycznych, jest znany w środowisku. To powód, dla którego styka się z naszą tytułową "Komisją morderstw". W jej oczach jest postacią trochę ekscentryczną, tajemniczą i intrygującą. Jego poglądy na wiele spraw społecznych są mocno wyostrzone, sam twierdzi że istotą prawa nie jest człowiek, ale termin. To czas rządzi nami, dlatego komisja badająca sprawy dość odległe w czasie jest bliska temu co Frejncz sam stworzył.


Jacy ludzie trafiają na Wasze koncerty? Prawdziwi zwolennicy muzyki Cochise czy fanki Małaszyńskiego?


Paweł: Przychodzą przede wszystkim ludzie, którzy chcą posłuchać naszego grania. Dawno przeszliśmy etap, o którym chciałbym już zapomnieć. Etap ciągłego udowadniania, że coś potrafimy. Że nasz zespół nie jest fanaberią znanego aktora. Przez długi czas się to za nami ciągnęło. I wtedy rzeczywiście na naszych koncertach pojawiały się przypadkowe osoby, które miały ochotę mnie pooglądać. A kiedy zaczynaliśmy grać, połowa z nich znikała. Mam nadzieję, że w końcu udowodniliśmy, że nasze granie nie


jest żartem, że traktujemy muzykę zupełnie na serio. Cieszy nas, że pojawiają się też nowi słuchacze, dla których jesteśmy muzyczną ciekawostką i zarazem miłym zaskoczeniem. Wielokrotnie słyszeliśmy też od dziennikarzy muzycznych, że jesteśmy lepsi w graniu koncertów niż nagrywaniu płyt. Jeden z nich, bardzo znany zresztą, powiedział nam kiedyś, że w życiu nie kupi naszej płyty, tylko będzie chodził na koncerty (uśmiech). To jedna z najlepszych recenzji jaką usłyszałem.


Wojtek: Czwarta płyta świadczy o tym, że nie jest to chwilowy kaprys.


Jest płyta, to pewnie teraz cała gamma koncertów?


Paweł: Mamy zapełniony kalendarz już do stycznia, ale ze względu na nasze codzienne zobowiązania najłatwiej jest nam wyjechać na koncert w weekend. Przynajmniej dwa w miesiącu staramy się poświęcić na żywe granie przed publicznością. W sumie gramy około 50 koncertów rocznie. Jak na taki zespół, to naprawdę bardzo dużo. Tym bardziej, że nie mamy menadżera. Czasem ktoś zadzwoni z propozycją, ale przeważnie sami szukamy miejsc i bierzemy za telefony..


W Rzeszowie, prócz koncertu, spotkaliście się z osadzonymi w zakładzie karnym w Załężu. To Wasz pomysł?


Paweł: Dostaliśmy propozycję. A że mieliśmy czas, nie widzieliśmy w tym najmniejszego problemu. Pogadaliśmy sobie o muzyce, aktorstwie, łączeniu życia zawodowego z prywatnym.


Długo... posiedzieliście?


Paweł: Godzinkę (uśmiech). Chłopaki zaproponowali nam nawet nocleg.


Odrzuciliście taką propozycję?


Paweł: Tym razem byliśmy zmuszeni, ale kto wie? Ustaliliśmy z panem naczelnikiem, że jeszcze tam wrócimy i zagramy koncert. Po tym spotkaniu zaczął nam chodzić po głowie pomysł, żeby zrealizować tam teledysk. Metallica i Slayer zrealizowali świetne klipy właśnie w więzieniu. Może Cochise będzie następny?


Tylko nie zdradźcie nas dla Białołęki?


Paweł: No nie, jeśli wpadliśmy na ten pomysł w Rzeszowie, to na pewno zrealizujemy go tutaj.


Rozmawiał MARCIN KALITA


Zobacz również: