Odwiedziło nas:
Dodano: 13.01.15 07:45
Jest artystą malarzem z Brodnicy, znanym w okolicy, ale i w Polsce i świecie… Rozmawia z nim Bogumił Drogorób:
- Pańskie spotkanie ze sztuką to…
- Sztuką zajmuję się mniej więcej od dwudziestu lat. Początki to kółko plastyczne w BDK, które prowadził Mieczysław Mełnicki, potem było Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy no i później Akademia Sztuk Pięknych we Wrocławiu.
- Wystawa „Genius loci”, którą prezentuje pan w Brodnicy jest swego rodzaju impresją urbanistyczną.
- Kartki z podróży, tak można określić moje refleksje na temat miast, które odwiedziłem , miejsc, gdzie się zatrzymałem, albo coś mnie zatrzymało, jak nazwa wystawy „Genius loci” – starałem się odnaleźć ducha każdego miejsca, które mnie zafascynowało
- Zatrzymuje się pan w Brodnicy, ale też w Wiedniu, Paryżu, Barcelonie…
- Można tak określić, coś mnie zatrzymuje, coś jest powodem, że przystaję na chwilę, na dłużej. Brodnica także pojawia się w zbiorze tych prac, choć przyznać muszę, że stworzyłem kilka obrazów specjalnie na wystawę. Tak to już jest, że człowiek rozbija się po świecie, a na miasto swoje już nie ma czasu. Pomyślałem więc, że byłoby miło narysować coś z Brodnicy, przynajmniej w kontekście wystawy.
- Kilka słów o technice.
- Jestem otwarty, rysunek mogę przesunąć w kierunku malarstwa. Dlatego też mówię o technice mieszanej. Jest to pogranicze malarstwa, przy czym trudno znaleźć jakąś określoną, wyraźną granicę. Trudno zatem zdefiniować jednoznacznie tę technikę. Bezpieczniej dla mnie będzie zatem używać określenia: technika mieszana.
- Co pan chce przekazać widzowi?
- To co myślę. Jeden z wrocławskich poetów pisał, że są to obrazy pogranicza, świata realnego i nierealnego. Idę w tym kierunku, aby odnaleźć refleksję tego miejsca, jakieś elementy metafizyczne.
- Gdzie znajdziemy pańskie obrazy?
- W galeriach, salonach sztuki, u prywatnych kolekcjonerów. Prawdę powiedziawszy, mając piętnaście lat, rozpoczynając naukę w Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy, miałem już pomysł na życie, na realizowanie się w sztuce. I tak, przez niemal dwadzieścia lat wydeptuję ścieżki do galerii malarskich.
Po prostu z uporem maniaka drążyłem kanały, dojścia.
Oczywiście, nie było tak, że jako piętnastoletni chłopak poszedłem do galerii, żeby coś tam osiągnąć. Zapewne spotkałbym się z krótką odpowiedzią: przyjdź za dziesięć lat. Jak w każdej innej pracy trzeba mieć dużo cierpliwości.
- Dlaczego szukał pan wzorców edukacyjnych, swoich mistrzów, we Wrocławiu, a nie bliżej, w Toruniu, na wydziale sztuk pięknych UMK?
- Był to zbieg okoliczności, absolutny przypadek. Rzut palcem na mapę: tu! Wyszło, że we Wrocławiu. Tam zdawałem na studia. Miałem okazję bez problemów dostać się na ASP do Poznania, ale wolałem sobie skomplikować życie. I nie żałuję.
- Pańscy mistrzowie?
- Wśród współczesnych nie mam, nie szukam. Owszem, co innego, gdy rzecz dotyczy historii malarstwa, sprzed kilku wieków. Jest kogo i co podziwiać. Natomiast mistrzem, który nie wpływa na moją twórczość, ale w jakimś sensie o nim myślę, to Jan Stanisławski, Konrad Krzyżanowski. Ciekawe - obaj urodzili się w naddnieprzańskiej Ukrainie.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał i fot. Bogumił Drogorób
„Extra Brodnica”
TAGI: Wywiad z Anitą LipnickąRobert Więckiewicz o kinieWywiad z zespołem KombiRozmowa z Pawłem Małaszyńskim
Zobacz również: