Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Dorota Osińska: Dzieci to większa radość

Dodano: 30.04.15 13:18


gwi86586231

Bardzo lubię swoją pracę, ale większą radość sprawia mi codzienne przebywanie z dziećmi oraz obserwowanie tego, jak się rozwijają i jakimi stają się ludźmi – wokalistka i aktorka teatralna Dorota Osińska zwierza się podczas szczerej rozmowy o urokach życia i twardych prawach show-biznesu.

Każdy zazwyczaj twierdzi, że muzyka lub śpiewanie to jego pasja. Czym dla Ciebie jest muzyka?


– To dużo więcej niż pasja. Czuję, że śpiewanie jest dla mnie jak oddychanie. Jest integralną częścią mnie jako człowieka. Jest to coś, co ze mnie wypływa, a nie coś, co we mnie wpływa. Pasjami to ja czytam książki. Chyba nawet większą pasją niż muzyka jest dla mnie literatura. Dużo bardziej lubię czytać książki, niż słuchać muzyki. To jest takie dziwne u mnie. Nie marzę o pisaniu książek, ale gdyby ktoś płacił za czytanie, to chętnie wykonywałabym taki zawód. Wówczas mogłabym powiedzieć, że rzeczywiście pracuję w zgodzie ze swoją pasją. Jeżeli chodzi o śpiewanie, to pracuję zgodnie ze swoją naturą i to jest chyba jeszcze lepsze.


Jak oceniasz polski rynek muzyczny? Czy ciężko jest tutaj zaistnieć?


– Muszę przyznać, że wcale się w to nie zagłębiam. Jednym jest ciężko, innym nie jest ciężko…


A od czego to zależy?


– Gdybym to wiedziała, to byłoby mi na pewno dużo łatwiej. Ja mam bardzo trudną osobowość jak na realia naszego rynku. Nie jestem typem celebryty. Nie lubię chodzić na bankiety i spotkania towarzyskie. Grupa ludzi, która obejmuje więcej niż cztery osoby w jednym pomieszczeniu, jest już dla mnie tłumem. Takie sytuacje jest mi ciężko znieść. Nie utrzymuję powierzchownych relacji z ludźmi. Mówi się, że dziewięćdziesiąt procent projektów zawodowych zawiązuje się podczas bankietów i spotkań towarzyskich odbywających się po pracy, po spektaklach i koncertach.


Jak trafiłaś do programu „The Voice of Poland”?


– Kiedy znowu stanęłam przed murem i musiałam zastanowić się nad tym, co dalej z moim śpiewaniem, trafiłam do programu „The Voice of Poland”. To właśnie dzięki niemu podpisałam kontrakt z dużą firmą fonograficzną, która w zamian za efektywną pracę zaproponowała mi wydanie płyt. W pierwszym momencie wydawało mi się to pewnym obciążeniem i zastanawiałam się nad sensem poważniejszych zobowiązań. Pomyślałam jednak, że dzięki temu kontraktowi rozwiązał się problem finansowy dotyczący realizacji nagrań. Nagle duża polska firma umożliwiła mi nagranie płyty. Kiedy okazało się, że mogę wejść do studia i spokojnie pracować, zaczęłam się zastanawiać nad tym, co ja w ogóle chcę z tym zrobić. Pierwszy raz w życiu po tylu latach śpiewania zaczął mi doskwierać brak umiejętności pisania własnych piosenek. Próbowałam pisać różne teksty i melodie, ale wydawały mi się one zbyt słabe w porównaniu z tym, co do tej pory śpiewałam. Być może, gdybym się skonfrontowała z czymś takim, co rzeczywiście opowiada o mnie, moim życiu i emocjach, to byłoby to dużo bardziej interesujące i dużo bardziej autentyczne. Robią tak różni artyści na świecie. Ja jednak czuję się mocniejsza w byciu interpretatorem – medium przekazującym cudze emocje. Odczuwam obecnie pewien dysonans. Mam świadomość tego, że potrafię dobrze wyśpiewać i wyekspediować emocje, z czym mógłby mieć problem niejeden autor tekstów. Jednak z drugiej strony zaczyna mi doskwierać fakt, że to nie jest do końca moje. Dźwięki nie są takie, jakie ja chciałabym wyśpiewać, a słowa nie są tymi słowami, które dokładnie ze mnie chciałyby wypływać. Zastanawiam się nad tym, co ja mam z tym zrobić? Czy powinnam nagrać kolejną płytę, która w gruncie rzeczy będzie cudzą płytą, a ja będę tylko nośnikiem cudzych treści i cudzych dźwięków? Czy powinnam przełamać się i spróbować pokazać coś swojego? Jak to mówią, trzeba uważać, o czym się marzy, bo marzenia mogą się spełnić i wtedy człowiek musi coś z tym zrobić.


Jaki jest twój stosunek do programu „The Voice of Poland”? Pojawiają się różne opinie na temat talent show. Czy jesteś zadowolona ze swojego udział w tym programie? Czy żałujesz tej decyzji?


– Nie żałuję tej decyzji. Ten program zdecydowanie mi pomógł. Im dłuższy czas upływa od premiery finałowego odcinka mojej edycji, tym słabsze towarzyszą mi emocje. Z większego dystansu patrzę na to wszystko i z coraz większą przychylnością. Pamiętam chwilę, kiedy tuż po nagraniu mówiłam, że już nigdy w życiu nie pójdę do takiego programu. Teraz już nie jestem tego taka pewna.


Co wpłynęło na taką postawę?


– Byłam wówczas w ciężkim momencie swojego życia, przeżywałam trudną ciążę, która wydarzyła mi się zaraz po takiej, którą straciłam. Byłam totalnie rozedrgana. Realizacja programu w sposób oczywisty związana była z wielkimi napięciami, windowaniem emocji do granic możliwości, niedospaniem, tremą, nawałem obowiązków, które trzeba było godzić z życiem i pracą. Będąc w stresie, nie umiem ani podejmować dobrych decyzji, ani dobrze funkcjonować. Nie potrafiłam zbyt dobrze walczyć o siebie, o mój wizerunek, o to, co śpiewałam. Nie byłam nawet w stanie wywalczyć tonacji, w jakich chciałam śpiewać. Kosztowało mnie to wiele płaczu. Byłoby mi dużo łatwiej, gdybym umiała pójść do takiego programu z pełną świadomością tego, po co tam idę oraz totalnym planem ścieżki, jaką chciałabym tam przejść. Czułabym się dużo lepiej, gdybym nie wchodziła w te wszystkie animozje, emocje i układy, gdybym sztywno i z dystansem realizowała to, po co tam poszłam. Bez względu na to, jak to wszystko wyglądało, moje drugie miejsce jest dla mnie wielkim sukcesem, który przekuł się w bardzo fajne zawodowe konsekwencje. Dziś uważam, że nie ma złych aspektów tego, że tam się pokazałam.


Czy w życiu kierujesz się zazwyczaj rozsądkiem czy intuicją? Czy działasz spontanicznie, czy wszystko masz zaplanowane?


– Działam spontanicznie, co przynosi bardzo złe efekty. Mając trzydzieści sześć lat na karku, wiem, że moja intuicja jest totalnie zawodna.


To ciekawe. Ja w życiu stawiam na intuicję. Dlaczego sądzisz, że twoja intuicja jest zawodna?


– Ja również stawiałam na intuicję i działałam pod wpływem emocji, ale kiedy emocje opadały, w osiemdziesięciu procentach przypadków zastanawiałam się, po co to wszystko było…


Wiem, że najtrudniej mówi się o sobie, ale strasznie ciekawe jest to, w jaki sposób ty sama odbierasz siebie?


– Na pewno nie czuję się kobietą kobiecą. Nie postrzegam siebie, biorąc pod uwagę aspekty zewnętrzne. Średnio przywiązuję wagę do wyglądu. Nie maluję się, bo mi się nie chce. Nie chodzę do manikiurzystki, bo mi na to szkoda czasu. Chodzę do fryzjera, jeżeli już naprawdę muszę. Nawet kiedy staram się ładnie ubrać, to już po wyjściu z domu okazuje się, że albo coś mam podarte, albo poplamione. Ta moja abnegacja doprowadza do szału mojego męża, ale często jak już rano nakarmię, ubiorę i ogarnę dzieci, to trzeba wyjść, a wstawanie 20 minut wcześniej nie wchodzi w grę. Zresztą moje warunki fizyczne pomagają mi w tym, żebym nie była taka typowo kobieca, bo ani nie mam wielkiego biustu, ani nie jestem efektowną blondyną. Mimo posuwania się w latach, postrzegam siebie bardziej jako dziewczynę niż jako kobietę. Taka jestem nietypowa.


Czy możesz powiedzieć o sobie, że jesteś optymistką? Czy dostrzegasz świat w pozytywnych barwach? Czy raczej jesteś pesymistką?


– Od kilku lat odbieram świat w pozytywnych barwach, ale przez wiele lat uważałam się za totalnego Kłapouchego.


Jak to się stało, że trafiłaś na swojego księcia z bajki?


– Jeżeli pytasz o męża, a nie o syna, to była śmieszna historia. Zanim na niego natrafiłam, popełniłam wiele straszliwych błędów odnośnie do intuicji uczuciowej. Coraz to gorzej lokowałam uczucia. W pewnym momencie bardzo rozsądnie postanowiłam sobie, że już nigdy więcej nie zwiążę się z artystą. Wraz z moją najukochańszą przyjaciółką postanowiłyśmy sobie, że jeżeli do czterdziestki nie ułożymy sobie życia, to zamieszkamy razem i będziemy cudownymi starymi pannami z kotami. Ja te plany zawaliłam. Zapisałam się na lekcje angielskiego do szkoły językowej, ponieważ miałam szansę wyjazdu do Nowego Jorku na stypendium muzyczne, z którego ostatecznie nie skorzystałam. Wybrałam się tam po to, aby podszkolić język, a znalazłam miłość. Przez pierwsze pół roku znajomości nie sądziłam nawet, że on zna mój język ojczysty, więc bardzo się przykładałam i robiłam duże postępy w nauce. Zdobywałam go powoli i metodycznie. Zdecydowanie to ja jestem odpowiedzialna za sukces tego związku. Martwiłam się wówczas, że ktoś z moich przyjaciół doniesie mu o moich poczynaniach. Chwaliłam się tym, że chciał mnie odwieźć do domu, a ja nie zgodziłam się, żeby nie uznał mnie za zbyt łatwą. To trwało kilka miesięcy, ale zakończyło się sukcesem, znaczy ciążą i małżeństwem, w tej kolejności, ale od pierwszego pocałunku do ciąży minęły 2 lata… Mamy już dwoje dzieci – księcia i księżniczkę. Życie jest niebywałe… On również chyba nie potwierdzi tego, że jestem kobieca.


Rozmawiała: Ilona Adamska


„Twoje Legionowo Extra”


Zdjęcie: zespolslask.pl


Zobacz również: