Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Zdecydowanie wolę mężczyzn

Dodano: 22.12.14 22:16


gwi87606343

Urodziła się 2 maja 1958 roku w Szczecinku. Zodiakalny Byk. Jej mężem jest fotograf Jacek Gulczyński, brat słynnego Gulczasa z „Big Brothera”. Ma syna Dominika. Ostrowska przez wiele lat była związana z zespołem Lombard, z którym nagrała kilkanaście albumów. Po rozstaniu z grupą rozpoczęła karierę solową. Piosenkarka wystąpiła także w musicalach: „Łyżki i księżyc”, „Jesus Christ Superstar” oraz w filmach: „Chrześniak”, „Podróże Pana Kleksa” i „Gulczas, a jak myślisz”.

- Dwa lata temu ukazała się Twoja nowa płyta. Długo kazałaś na nią czekać swoim fanom, bo aż pięć lat.


- Fakt, długo, ale skoro byli to prawdziwi fani to z pewnością docenią fakt, że nie nagrywam płyt, bo akurat taka jest moda czy ciśnienie na nowy krążek. Tworzę tylko wtedy, kiedy mam coś rzeczywiście ważnego do powiedzenia. Poza tym moi słuchacze mają już tyle moich płyt, że myślę iż w tym czasie się nie nudzili (uśmiech).


- Album nosi dość dwuznaczny tytuł „Gramy!”. Chodziło o to, że jest to płyta koncertowa czy o to, żeby mimo tej przerwy podkreślić jednak, że ciągle działasz na rynku muzycznym?


- Rzeczywiście jest dość przekorny i swoim pytaniem właściwe już odpowiedziałeś na to pytanie. Często zaczepiają mnie ludzie na ulicy i pytają, co się ze mną dzieje, bo dawno nie było o mnie słychać. A ja przez ten cały czas właśnie gram!


- Dlaczego zdecydowałaś się na album koncertowy, a nie kolejny studyjny?


- Od zawsze chciałam nagrać „żywą” płytę. Ciągle mi to odradzano, tłumacząc, że takie się nie sprzedają, że numerów koncertowych nie puszczają rozgłośnie radiowe. Być może to prawda, ale ja chciałam stworzyć coś, co czuję, a nie z obowiązku. Mam jednak cichą nadzieję, że album ten dotrze do jak największej liczby słuchaczy.


- Prócz starych, sprawdzonych hitów na płycie znalazły się trzy premierowe numery. I to nagrane jednak w wersji studyjnej.


- Singiel „Gdy pada deszcz” rzeczywiście nagraliśmy w dwóch wersjach. Kiedy graliśmy go na koncercie, stworzył się tak niesamowity, magiczny klimat, że postanowiliśmy wejść z nim do studia. Krążek zawiera zresztą wiele smaczków, gadżetów dla fanów. Dodatkowa płyta DVD to m.in. teledyski, rozmowę ze mną i wachlarz zdjęć koncertowych.


- Niedawno minęło 30 lat od Twojego profesjonalnego debiutu estradowego. Można powiedzieć, że ten album jest zwieńczeniem tego jubileuszu?


- Może inaczej, ja zupełnie niczego nie liczę. Robią to moi przyjaciele z dystansem archiwisty. Album „Gramy!” składa się z fragmentów trzech koncertów, z których jego filarem był recital w radiowej Trójce. W tym dniu, kiedy tam graliśmy, przypadała trzydziesta rocznica pierwszego notowania listy przebojów Marka Niedźwieckiego. Znalazł się na niej numer „Droga pani z telewizji”. Pojęcia nie miałam, że ten jubileusz przypada właśnie w ten dzień. Może gdybym o tym wiedziała, przełożyłabym koncert na dzień następny (śmiech).


- Na przestrzeni tych dziesięcioleci nagrałaś wiele hitów. Na płycie znalazło się ich zaledwie kilkanaście. Czym się kierowałaś w doborze materiału?


- To niezbyt wdzięczny temat, ale skoro już go poruszyłeś… To nie jest żadna tajemnica. Początkowo miałam w planach inny zestaw utworów. Mam tu na myśli te starsze, nagrane jeszcze z Lombardem. Wśród nich znalazły się także te, które skomponował Grzegorz Stróżniak. Zwróciłam się więc do niego z przyjacielską prośbą o zgodę na umieszczenie kilku na krążku. Niestety jej nie otrzymałam. Jest mi tym bardziej przykro, że oni z nową wokalistką nagrali numery, także te do których ja pisałam teksty. Ale dość smutku… Na szczęście wśród tych przebojów są i takie, których Stróżniak nie skomponował i spokojnie mogłam je wykorzystać. Tak więc na płycie znalazły się m.in. takie przeboje jak „Taniec pingwina na szkle”, wspomniana wcześniej „Droga pani…” czy „Mister of America”. Po raz pierwszy na mojej płycie znalazła się także, długo wypraszana przez fanów, „Meluzyna” z „Podróży Pana Kleksa”.


- To dość przekorny utwór w Twej karierze, bo wyznałaś mi kiedyś, że nie lubisz wody, a w tym w filmie Krzysztofa Gradowskiego zostałaś nawet królową podmorskiej krainy.


- To prawda (śmiech). Nie to, że nie lubię wody, ale trochę się jej boję. Troszeczkę pływam, ale zdecydowanie wolę sobie przed nią poleżeć na ogrzanym piasku. Dlatego szczególnie zimą uciekam do ciepłych krajów.


- Na Twoim poprzednim krążku w nagraniach wzięli udział goście. Byli to wówczas Marek Piekarczyk z TSA i Twój szwagier, słynny Gulczas. Tym razem też zaprosiłaś do nagrań m.in. Marka Jackowskiego i Piotrka Cugowskiego. Znów samych facetów.


- Bo zdecydowanie wolę mężczyzn niż kobitki (śmiech). Męskie głosy robią na mnie większe wrażenie. Zawsze dobieram takich ludzi i wokale, które są bezsprzecznie niepowtarzalne, ekstremalne i zróżnicowane klimatycznie.


- Nagła śmierć Marka Jackowskiego poruszyła wielu melomanów. Czyż nie jest wyjątkowe, że skomponował on dla Ciebie właśnie utwór „Po niebieskim niebie”?


- Ciągle wydaje mi się, że to nieprawdą, że Marek po prostu na jakiś czas gdzieś wyjechał. Rzeczywiście podesłałam mu wiele tekstów, a on wybrał właśnie ten. To niesamowite.


- Skoro jesteś we wspominkowym nastroju. Ostatnio zaangażowałaś się w projekty upamiętniające m.in. Irenę Jarocką, Annę Jantar czy Andrzeja Zauchę…


- Nie będę ukrywać, że to nie jest moja muzyka, ale ci artyści sami w sobie nią byli. Anny Jantar nie poznałam nigdy, ale „Tyle słońca w całym mieście” to czysta energia sama w sobie. Irenę Jarocką podziwiałam za niepowtarzalną klasę. Andrzej Zaucha nie był idolem mej młodości, ale bardzo sobie cenię jego twórczość. Cieszę się, że mogłam współtworzyć te przedsięwzięcia.


Rozmawiał MARCIN KALITA


Fot. Marcin Kalita


Zobacz również: