Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Śpiewający Bruce Lee

Dodano: 22.12.14 22:10


gwi9510909

Urodził się 27 maja 1987 roku w Gnieźnie. Uwielbia sport. Trenował karate, ju jitsu, capoeirę. Jednk jego największą pasją okazała się muzyka. Przez cztery lata współtworzył lokalne zespoły. W końcu zdecydował się spróbować swoich sił w „X-Factorze”. Choć zajął w nim drugie miejsce, spełniło się jego największe marzenie. Wydał płytę. Album „Z całych sił” szybko pokrył się złotem, a piosenki „Na chwilę” i „Wstaję” stały się prawdziwymi hitami.

- W zeszłym roku wystąpiłeś w II edycji programu „X-Factor”. Nie wygrałeś go, a jednak to właśnie o Tobie zrobiło się głośno, niemal z dnia na dzień stałeś się idolem.


- Zająłem w nim drugie miejsce, czyli jednak na podium (uśmiech). Mimo, że nie wygrałem gotówki, to i tak osiągnąłem to, co zamierzałem. Od początku traktowałem swój udział w programie jako trampolinę do kariery. I chyba się udało. Przede wszystkim mogłem zaprezentować się szerokiej publiczności. No i zainteresowałem swoją osobą wytwórnię płytową. Własny album to było moje największe marzenie. Spełniło się. Czego chcieć więcej!


- Krążek „Z całych sił” spodobał się słuchaczom, a promujące go single „Na chwilę” i „Wstaję” stały się przebojami. Jednak nie jest to tylko i wyłącznie Twój projekt, nie firmujesz go tylko własnym nazwiskiem. To efekt współpracy z Bartkiem Zielonym, ukrywającym się pod pseudonimem Tabb.


- Cieszę się, że stanęliśmy sobie na drodze (uśmiech). Bartek zainteresował się moim głosem jeszcze na etapie emisji „X-Factora”. Już wtedy wiedział, że chce abyśmy nagrali coś wspólnie. Nie żałuję, bo to znakomity kompozytor i producent. Po rozmowach z wytwórnią, spotkałem się z nim. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że od pierwszych słów nadajemy na tych samych falach, złapaliśmy wspólny język. Owocem tej naszej wspólnej gadaniny jest płyta. Bartek jest autorem kompozycji, ja napisałem teksty. Wsparła mnie w tym Karolina Kozak, która znakomicie potrafiła przelać na papier moje emocje. Ten album jest dosłownie nimi otulony.


- Zetknięcie z „X-Factorem” nie było Twoim pierwszym spotkaniem z muzyką.


- Oczywiście, że nie, choć szczerze mówiąc profesjonalnie zainteresowałem się nią dopiero cztery lata temu.


- Niby tak, ale miałeś z nią kontakt od wczesnego dzieciństwa.


- Zgadza się. Mój dziadek grał na akordeonie, wujek nauczył mnie grać na gitarze, a ciotka na dudach. Kiedy spotykamy się w większym gronie jest naprawdę wesoło. Święta w naszym domu są jak typowy jam session (uśmiech).


- A kiedy pojawił się śpiew?


- W 2010 roku w jednym z poznańskich klubów właśnie na imprezie typu jam session odważyłem się skonfrontować swój głos z publicznością. Wtedy znajomi zaproponowali mi założenie własnej grupy. Tak powstały BrytFunky, a później formacja Grzegorz Hyży & Band.


- W „X-Factorze” swoich sił próbowała również Twoja żona Maja. Nie baliście się rywalizacji?


- Zgłaszając się do programu, w ogóle nam to przez myśl nie przeszło. Wspieraliśmy się bardzo, towarzyszyliśmy sobie w pogoni za wspólnymi marzeniami. Cały czas się poznawaliśmy, nie tylko w sferze muzycznej. Jednak na tej płaszczyźnie nasze oczekiwania i wizje okazały się bardzo niespójne. Każdy z nas kontynuuje swoją przygodę muzyczną indywidualnie.


- Oboje dotarliście do półfinału, w którym Maja odpadła. Od tamtej pory nie mówi się o was w liczbie mnogiej. A przecież macie dwóch synów – bliźniaków. Co się z wami stało?


- Nigdy tego nie komentowałem i nadal nie będę. To jest zbyt osobista sfera. Niech formą mojego wyrazu będzie muzyka. Pewne teksty zawarte na płycie trącą nutką autobiografii. To wszystko na ten temat. Wybacz!


sbl2



- Zanim na poważnie pochłonęła Cię muzyka, imałeś się różnych zajęć.


- Zgadza się. Interesowały mnie finanse, byłem po trosze biznesmenem (uśmiech). Pracowałem w banku. Poza tym moją drugą wielką pasją jest sport. Wiele lat trenowałem sztuki walki, m.in. ju jitsu, karate. Moim idolem był Bruce Lee. Przez dziesięć lat zajmowałem się także capoeirą. Zdobyłem nawet stopień instruktora w tej dziedzinie.


- A teraz co jest dla Ciebie ważniejsze, sport czy muzyka?


- Sportu nigdy się nie wyrzeknę, bo kocham czynny wypoczynek, ale siłą rzeczy spadł on na drugi plan. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę, czyli na muzykę. Teraz albo nigdy. Skoro moja płyta została tak dobrze przyjęta, będę próbował robić kolejne kroki, by spełniać swoje muzyczne marzenia. W tym się spełniam i czuję naprawdę szczęśliwy.


- Myślisz już o kolejnej płycie?


- Oczywiście, wszystko się we mnie kotłuje. Ale nie chciałbym wyprzedzać faktów, żeby nie zapeszyć. Póki co, na razie skupiam się na promocji debiutanckiego materiału.


Rozmawiał MARCIN KALITA


Fot. Sony Music


Zobacz również: