Odwiedziło nas:
Dodano: 17.12.19 12:48
Reporter i prezenter Telewizji Polskiej.
Popularność przyniosło mu współprowadzenie pierwszej edycji programu "The Voice of Poland". Dziś jest reporterem „"Pytania na śniadanie" oraz prowadzącym magazyn kulturalny "Lajk!" w TVP 2. Miłośnik popkultury, muzyki, teatru, filmu, mody, sportu i podróży.
Ostatnio dość często gościsz na Podkarpaciu i w samym Rzeszowie.
- To prawda. Ale zaledwie od dwóch lat. Wcześniej, nie dlatego, że nie było mi po drodze, ale najzwyczajniej nie było okazji. Pierwszy raz odwiedziłem Rzeszów w 2017 roku, kiedy pochodząca stąd Alicja Rega miała wyjechać na Eurowizję Junior. Przyjechałem realizować materiał o niej i jej przygotowaniach do konkursu. W zeszłym roku z kolei poprowadziłem Carpathia Festival, a w tym towarzyszyłem w Rzeszowie ekipie podczas letniej trasy Dwójki. W międzyczasie bywałem tutaj także, żeby przygotować materiał o Anice Dąbrowskiej, zwyciężczyni "The Voice Kids" czy o Muzeum Dobranocek. Cieszę się, że podczas każdej z tych wizyt udało mi się zwiedzić miasto, odwiedzić najprzeróżniejsze placówki kultury. Teraz już wiem, że nawet prywatnie chętnie będę tu wracał, bo Rzeszów zrobił na mnie ogromnie pozytywne wrażenie.
Wspomniałeś dwa młode talenty. Trzeba wspomnieć także o tym najważniejszym. Zwyciężczyni ubiegłorocznej Eurowizji Junior, Roksana Węgiel także pochodzi z Podkarpacia. Towarzyszyłeś jej niemal od początku w drodze do tego sukcesu.
- Faktycznie. Obserwowałem jej nagrania teledysku do piosenki eurowizyjnej w Warszawie. Towarzyszyłem przed wyjazdem do Mińska i w samym finale konkursu. Na własne oczy widziałem próby, to jak rozwija swoje skrzydła. Byłem tuż obok także po jej powrocie do kraju. Jesteśmy w stałym kontakcie. Mocno jej kibicuję. Cieszę się, że mogę być świadkiem narodzin gwiazdy.
Zarówno prywatnie, jak i na ekranie sprawiasz wrażenie bardzo ułożonego i grzecznego chłopca. Ale podobno pozory mylą?
- Dokładnie (śmiech). Od dziecka uwielbiałem wspinać się na drzewa, biłem się z kolegami, dokuczałem sąsiadkom. W moim rodzinnym Skarżysku uchodziłem za podwórkowego rozrabiakę. Dziś już z tego wyrosłem. Choć ten dziecięcy temperament dość mocno zahartował mnie na dorosłe życie i nie zamieniłbym tych młodzieńczych lat na żadne inne. Kiedy popełniałem błąd, dostawało mi się od rodziców, ale nagradzali mnie z kolei za dobre oceny w szkole. Byłem typowym chłopakiem z kluczem na szyi i kanapkami w plecaku.
Jak dziś, jako niekwestionowaną gwiazdę telewizji, postrzegają Cię byłe sąsiadki?
- Są ze mnie dumne. Podoba im się to, co robię zawodowo. Nie tylko w Skarżysku spotykam się na ogół z miłymi reakcjami. To bardzo miłe, bo telewizję tworzy się dla widzów. Ich pozytywne spojrzenie na moją osobę jest ukoronowaniem tego, czym się zajmuję.
W czasach współczesnych, używając języka młodzieżowego możemy śmiało stwierdzić, że masz coraz więcej... lajków! Przy tej okazji warto przypomnieć naszym czytelnikom, że jesteś współprowadzącym programu właśnie o tytule "Lajk!". Dzięki niemu stałeś się bardziej rozpoznawalny.
- Pojawienie się tej audycji spowodowało, że po dziesięciu latach pracy na Woronicza, otrzymałem olbrzymią szansę na zawodowy rozwój. Zawsze chciałem współtworzyć magazyn kulturalny, dlatego dmucham i chucham na ten program, który traktuję niemal jak własne dziecko. Tym bardziej, że jak zaznaczyłeś, dzięki "Lajkowi!" stałem się bardziej widoczny (uśmiech).
Jak do tego doszło, że człowiek, który niemal dosłownie zszedł z drzewa, zainteresował się kulturą?
- To zamiłowanie wyniosłem z domu. Mój tata skończył szkołę muzyczną II stopnia, mama z kolei zaczytywała się w książkach. Oboje obowiązkowo zaliczali każdą premierę kinową. Kiedy nieco podrosłem zabierali mnie ze sobą. Jeździliśmy do teatru czy filharmonii. Tak więc wydaje mi się dość naturalnym, że już w samodzielnym życiu, w wolnej chwili wolałem sięgnąć po książkę niż siedzieć przed komputerem. Kultura jest dla mnie jak oddychanie. Nawet jeśli dany gatunek filmowy czy muzyczny mnie nie interesuje, to lubię wiedzieć co się w nim dzieje. Taki już jestem!
A jaki byłeś będąc chłopcem? Należałeś do łowców autografów?
- Podpisów nie zbierałem, ale kiedy w Skarżysku zjawiała się jakaś muzyczna gwiazda, robiłem wszystko, żeby zrobić sobie z nią pamiątkowe zdjęcie. Jednym z moich cenniejszych zdobyczy była fota z Renatą Dąbkowską z grupy Sixteen, która w moim rodzinnym mieście występowała niedługo po prezentowaniu naszego kraju w konkursie Eurowizji, którego jestem wielkim fanem. W pamięci utkwiło mi też spotkanie z Andrzejem Piasecznym, z którym teraz jesteśmy kolegami czy mój pierwszy wywiad do lokalnej gazety z Reni Jusis. Trzymam ten egzemplarz do dziś na pamiątkę.
Dziś większość z gwiazd spotykasz w swojej codziennej pracy, czego wiele osób z pewnością Ci zazdrości. Nadal kolekcjonujesz z nimi wspólne zdjęcia?
- Niestety zaprzestałem tej tradycji. Może dlatego, że stało się to dla mnie właśnie powszechne. Zresztą z wieloma lubimy się także w życiu prywatnym. Ale nadal każdego z artystów, bez względu na to czy gra, śpiewa lub pisze, darzę wielkim szacunkiem. Do każdej z rozmów staram się przygotować najlepiej jak tylko potrafię. Słuchając ich nagrań, oglądając filmy czy czytając książki.
Ciekawe jest to, że swoją przygodę z telewizją zacząłeś jako... uczestnik jednego z programów.
- Od zawsze marzyłem, żeby zobaczyć jak wygląda telewizja od kuchni. Dlatego w 2003 roku postanowiłem zgłosić swoją rodzinę do programu "Chwila prawdy". Oczywiście bez wiedzy rodziców (uśmiech). Jakież było ich zdziwienie kiedy dostaliśmy zaproszenie na casting. Przeszliśmy go pozytywnie i wystąpiliśmy w telewizji. Szczerze mówiąc, nie nagrody były dla mnie wtedy ważne. Cenniejsza od nich była możliwość obserwowania tworzenia programu od kulis, obserwacja realizatorów i reakcji publiczności zgromadzonej w studiu. Program był realizowany w krakowskim Łęgu. Teraz samemu zdarza się tam bywać zawodowo. Wracam wtedy z ogromnym sentymentem do tamtych czasów. Mało tego, kiedy jakiś czas temu gościnnie występowałem w "Kocham cię, Polsko", miałem nawet tę samą garderobę co te 16 lat temu. Cudne wspomnienia.
Wiele osób pracujących na małym ekranie marzy zazwyczaj o własnym programie. Ty współtworzysz już niemal autorski "Lajk!". Marzysz jeszcze o czymś?
- Jak najbardziej. Na przykład program program dla osób, które muszą być utalentowane wokalnie. Coś w stylu karaoke show. Marzę także o telewizyjnym programie popołudniowym w lekkim wydaniu. Takiego brakuje w polskiej telewizji. No i w końcu chciałbym kiedyś poprowadzić galę konkursu Eurowizji.
To ostatnie może spełni się już niebawem. W końcu mamy drugie zwycięstwo w dziecięcej Eurowizji.
- Szczerze gratuluję Viki Gabor i jestem szczęśliwy, że po raz kolejny mogłem współtworzyć tak wspaniałą galę. Nawet od strony kulis. Zresztą chyba jestem do tego stworzony i za kulisami naprawdę czuję się jak ryba w wodzie. Tak zaczynałem przy pierwszej polskiej edycji "The Voice of Poland". Stamtąd trafiłem do "Pytania na śniadanie". Później był już wielokrotnie wspominany przez nas "Lajk!". Jestem szczęśliwy za wszystko, co niesie mi los.
Rozmawiał MARCIN KALITA
Fot. Marcin Stróż
TAGI: Wywiad z Anitą LipnickąRobert Więckiewicz o kinieWywiad z zespołem KombiRozmowa z Pawłem Małaszyńskim
Zobacz również: