GWIAZDY MÓWIĄ

Ciągle gram!

Dodano: 11.01.2014

Ciągle gram!

Rozmowa z MAŁGORZATĄ OSTROWSKĄ

Urodziła się 2 maja 1958 roku w Szczecinku. Zodiakalny Byk. Jej mężem jest fotograf Jacek Gulczyński, brat słynnego Gulczasa z „Big Brothera”. Ma syna Dominika. Ostrowska przez wiele lat była związana z zespołem Lombard, z którym nagrała kilkanaście albumów. Po rozstaniu z grupą rozpoczęła karierę solową. Piosenkarka wystąpiła także w musicalach: „Łyżki i księżyc”, „Jesus Christ Superstar” oraz w filmach: „Chrześniak”, „Podróże Pana Kleksa” i „Gulczas, a jak myślisz”.



- W zeszłym roku ukazała się Twoja nowa płyta. Długo kazałaś na nią czekać swoim fanom, bo aż pięć lat.



- Fakt, długo, ale skoro byli to prawdziwi fani to z pewnością docenią fakt, że nie nagrywam płyt, bo akurat taka jest moda czy ciśnienie na nowy krążek. Tworzę tylko wtedy, kiedy mam coś rzeczywiście ważnego do powiedzenia. Poza tym moi słuchacze mają już tyle moich płyt, że myślę iż w tym czasie się nie nudzili (uśmiech).

- Album nosi dość dwuznaczny tytuł „Gramy!”. Chodziło o to, że jest to płyta koncertowa czy o to, żeby mimo tej przerwy podkreślić jednak, że ciągle działasz na rynku muzycznym?



- Rzeczywiście jest dość przekorny i swoim pytaniem właściwe już odpowiedziałeś na to pytanie. Często zaczepiają mnie ludzie na ulicy i pytają, co się ze mną dzieje, bo dawno nie było o mnie słychać. A ja przez ten cały czas właśnie gram!

- Dlaczego zdecydowałaś się na album koncertowy, a nie kolejny studyjny?



- Od zawsze chciałam nagrać „żywą” płytę. Ciągle mi to odradzano, tłumacząc, że takie się nie sprzedają, że numerów koncertowych nie puszczają rozgłośnie radiowe. Być może to prawda, ale ja chciałam stworzyć coś, co czuję, a nie z obowiązku. Mam jednak cichą nadzieję, że album ten dotrze do jak największej liczby słuchaczy.

- Prócz starych, sprawdzonych hitów na płycie znalazły się trzy premierowe numery. I to nagrane jednak w wersji studyjnej.



- Singiel „Gdy pada deszcz” rzeczywiście nagraliśmy w dwóch wersjach. Kiedy graliśmy go na koncercie, stworzył się tak niesamowity, magiczny klimat, że postanowiliśmy wejść z nim do studia. Krążek zawiera zresztą wiele smaczków, gadżetów dla fanów. Dodatkowa płyta DVD to m.in. teledyski, rozmowę ze mną i wachlarz zdjęć koncertowych.



- To dość przekorny utwór w Twej karierze, bo wyznałaś mi kiedyś, że nie lubisz wody, a w tym w filmie Krzysztofa Gradowskiego zostałaś nawet królową podmorskiej krainy.



- To prawda (śmiech). Nie to, że nie lubię wody, ale trochę się jej boję. Troszeczkę pływam, ale zdecydowanie wolę sobie przed nią poleżeć na ogrzanym piasku. Dlatego szczególnie zimą uciekam do ciepłych krajów.

Ciągle gram!

- Na Twoim poprzednim krążku w nagraniach wzięli udział goście. Byli to wówczas Marek Piekarczyk z TSA i Twój szwagier, słynny Gulczas. Tym razem też zaprosiłaś do nagrań m.in. Marka Jackowskiego i Piotrka Cugowskiego. Znów samych facetów.



- Bo zdecydowanie wolę mężczyzn niż kobitki (śmiech). Męskie głosy robią na mnie większe wrażenie. Zawsze dobieram takich ludzi i wokale, które są bezsprzecznie niepowtarzalne, ekstremalne i zróżnicowane klimatycznie.



- Nagła śmierć Marka Jackowskiego poruszyła wielu melomanów. Czyż nie jest wyjątkowe, że skomponował on dla Ciebie właśnie utwór „Po niebieskim niebie”?



- Ciągle wydaje mi się, że to nieprawdą, że Marek po prostu na jakiś czas gdzieś wyjechał. Rzeczywiście podesłałam mu wiele tekstów, a on wybrał właśnie ten. To niesamowite.

- Skoro jesteś we wspominkowym nastroju. Ostatnio zaangażowałaś się w projekty upamiętniające m.in. Irenę Jarocką, Annę Jantar czy Andrzeja Zauchę…



- Nie będę ukrywać, że to nie jest moja muzyka, ale ci artyści sami w sobie nią byli. Anny Jantar nie poznałam nigdy, ale „Tyle słońca w całym mieście” to czysta energia sama w sobie. Irenę Jarocką podziwiałam za niepowtarzalną klasę. Andrzej Zaucha nie był idolem mej młodości, ale bardzo sobie cenię jego twórczość. Cieszę się, że mogłam współtworzyć te przedsięwzięcia.



- Czego można Ci życzyć z okazji może nie powrotu, ale kolejnego etapu życia zawodowego?



- Cieszę się, że nie nazwałeś tego powrotem, bo było ich tak wiele, że straciły już one na wartości. A czego bym sobie życzyła? Tak jak wspomniałam wcześniej, żeby ten album wbrew wszelkim proroctwom znalazł jak najwięcej odbiorców. W końcu żaden artysta nie tworzy niczego tylko z myślą o sobie.

Rozmawiał MARCIN KALITA



Fot. Marcin Kalita, archiwum