Odwiedziło nas:
Dodano: 23.06.15 12:09
Po 24 godzinach od premiery, najnowsza książka sochaczewianina Michała Gołkowskiego zajęła pierwsze miejsce wśród 20 najlepiej sprzedających się książek z działu fantastyka w Empiku. Po kilku dniach awansowała do 100 najlepiej sprzedających się książek w ogóle w tej sieci, obok największych nazwisk. Kim jest „Sztywny”, że odniósł taki sukces? O tym, i o tamtym, rozmawiamy z jego nietuzinkowym autorem.
Monika Figut: – Podobna to książka zupełnie inna od dotychczasowych?
Michał Gołkowski: – Nie, ona jest diametralnie odmienna. Zupełnie inne były „Stalowe szczury”, które wyszły w styczniu. „Sztywny” jest… dziwny, nie wiem, na jaki poziom słów potocznych możemy sobie pozwolić w wywiadzie, ale moim zdaniem cechą dominującą tej książki jest wysoki poziom spier…nia tego wszystkiego. To jednocześnie rodzaj wypadku przy pracy, sam śmieję się, że to mój bękart, który teraz dojrzał i wyszedł między ludzi, by zgorszyć całą resztę świata. Na szczęście większość czytelników jest zachwycona poziomem obrazoburstwa w tej lekturze.
O czym jest ta książka?
To jedna wielka retrospekcja. Jak to mówię wszystkim, burząc radość czytania, nie ma co liczyć na kontynuację, bo główny bohater, czyli Sztywny, umiera w połowie drugiej strony. Leży, krwawiąc, z raną postrzałową w brzuchu na dnie studzienki kanalizacyjnej. I tu zaczyna się opowieść, jak do tego doszło. Cofamy się w jego życiu o jakieś mniej więcej dwa tygodnie. Dokładnie w tej kolejności książka powstała w mojej głowie. Najpierw przyśnił mi się stalker o imieniu Sztywny umierający na dnie studzienki. Pod kątem tej jednej sceny napisałem książkę.
Kim jest Sztywny?
Jednym z lokalnych, tutejszych chłopaków. Jeżeli spytamy drecha, czy jest drechem, to on przy użyciu wszelkich argumentów werbalnych i niewerbalnych, głównie siłowych, będzie nam zaprzeczał, jeżeli zapytamy technomłota, czy jest technomłotem, też się do tego nie przyzna, jeżeli zapytamy ruskiego gopnika, czyli ichniego dresiarza, czy jest gopnikiem, to też prawdopodobnie oberwiemy. Więc Sztywny jest bandytą, ale sam się za takiego nie uważa.
Czy Sztywny istnieje naprawdę, gdzieś w pana otoczeniu?
Jest zlepkiem całej masy różnych postaci, które dane mi było spotykać na dość krętej i zrytej drodze mojego życia. Jest kilka postaci, których przez przyzwoitość nie wymienię tu z imienia i nazwiska, a które dość mocno wpłynęły na stworzenie obrazu Sztywnego, jego podejścia do życia, a w zasadzie życia do niego, bo gdyby spytać Sztywnego, to on generalnie chciałby mieć święty spokój, ale są tacy ludzie, od których życie za nic w świecie nie chce się odpieprzyć. Zawsze będzie jeszcze coś i jeszcze więcej. Mam takiego kolegę, nazwijmy go Rudy. Rudy ma taki problem, że jest rudy, mały, chudy, mocno niewyględny, złamanego grosza by się za niego nie dało, natomiast laski się do niego po prostu kleją. Rudy siedzi sobie kulturalnie w domu, przegląda internet i dostaje sms-a od dziewczyny, którą raz w życiu widział na imprezie, wpadnij do mnie, rodzice wyjechali, a ja mam pół litra w zamrażarce. Pierwszy rok studiów, żeby nie było wątpliwości, zaczął dużo wcześniej. I on nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego się tak k… dzieje. Tak po prostu jest. Życie nie daje mu spokoju. Pod tym jednym konkretnym względem.
Czy Sztywny ma też coś z ciebie?
W dużej mierze jego najbardziej udręczone, kłopotliwe etapy życia pisałem też z własnego doświadczenia. Chyba każdemu z nas zdarza się taki okres, kiedy nagle się wszystko pieprzy. Jest ładnie, fajnie, a zaraz się okazuje, że latamy jak kot z pęcherzem i próbujemy dotrwać do końca kolejnej rozmowy. W pewnej chwili zaczynamy obiecywać wszystkim wszystko tylko po to, żeby się odwalili, żeby mieć chwilę spokoju. Jeden się do tego przyzna, inny nie, ale każdy musi wie, że raz w życiu, raz do roku, raz na miesiąc ma taki moment. Totalnego zagubienia, chaosu i duchowej apatii, kiedy wszyscy się do nas uśmiechają, ale wiemy, że gdy tylko wyjdziemy, zaczną nam obrabiać dupę. Mniej więcej taki problem ma Sztywny. Bo problemem Sztywnego nie jest to, że za dużo pije i za ostro wciąga. Ani to, że nie potrafi utrzymać części niesfornych w spodniach. A nawet nie jest to, że jego partnerzy nie wracają z zony, problemem Sztywnego jest sam Sztywny. A taki problem może się rozwiązać tylko w jeden możliwy sposób, prawda?
A dlaczego Sztywny, skąd taka ksywa?
Droga pani, jesteśmy dorośli, jeżeli ktoś nie wie, dlaczego Sztywny jest Sztywny, to znaczy, że wstydzi się przyznać do pewnych myśli. Myślę, że każdy kto przeczytał ten tytuł, pomyślał o tego rodzaju sztywności.
A ja nie.
Przykro mi, ale nie wierzę. Dostajesz książkę, która mierzy 19,5 cm i nazywa się Sztywny i naprawdę pomyślałaś o tym, że gość jest martwy? No litości…
Ok, odpuszczam. Jak to jest, Michale, tworzysz jedną książkę po drugiej, czy ty cierpisz na literackie ADHD? Oczywiście w pozytywnym sensie.
Jak mówiłem, „Sztywny” jest wypadkiem przy pracy, tej książki miało nie być. Mogłem łyknąć pigułkę dzień po, ale tego nie zrobiłem, było już zresztą za późno. Pojawiły się wszystkie oznaki zaciążenia artystycznego, to znaczy próbowałem to w sobie nosić przez trzy dni i niczego z tym nie robić, ale się nie dało. Więc kolejnego dnia zacząłem pisać. Przez pierwszy rok, kiedy usiadłem do klawiatury, napisałem cztery książki, ludziom się wydaje, że one wszystkie wychodzą, ale to nieprawda, one wychodzą dwukrotnie wolniej niż ja je piszę. Tak ja ostatnio tu rozmawialiśmy 23 stycznia o „Stalowych szczurach”, ja już mam gotowy drugi tom tej serii. Okładka już się robi. Czy to literackie ADHD? Nie wiem.
No, na pewno twórczy to jesteś. Czy zanim zacząłeś wydawać książki, też coś pisałeś?
Jakieś próby pisania miały miejsce, ale to zawsze było wymuszone. Miałem takie zrywy, ach, zostanę pisarzem, ale to nie autor przychodzi do książki, to książka przychodzi do autora. Przychodzi taki Sztywny i mówi, ej ziom, naprawdę leżę i krwawię, zajmij się mną. I nie ma innego wyjścia.
Czy to jest fantastyka?
Fantastyka jest tak potwornie do wyrzygania szerokim pojęciem, że fantastyką staje się wszystko, co nie jest książką dokumentalną albo beletrystyką. Dokument to nie jest na pewno, a beletrystyka się wyświechtała. Powiedzmy inaczej, piszę książkę o I wojnie światowej, czy jest to fantastyka? Nie. Piszę książkę o I wojnie światowej, która się nie skończyła, czy jest to fantastyka? Tak. „Sztywny” wychodzi pod trendem fantastyki, w uniwersum stalkera, z jednego bardzo prostego powodu. Gdyby nie było tej jednej, ostatniej, fantastycznej kropli goryczy, która przechyla czarę gówna, która się potem rozbija z wielkim hukiem, gdyby to była książka napisana tylko w realiach naszego świata, to ta książka by była straszna. Dzięki temu, że jest okraszona szczyptą fantastyki, staje się zabawna. Na tym polega różnica między dokumentalistyką a dowcipem. Większość dowcipów jest obrazoburcza, okropna, ale ułatwiają nam przeczytanie tej książki, dodają jej lekkości. Dotarło to do mnie dwa dni temu, kiedy uświadomiłem sobie, że 80 procent tej książki pisałem na faktach. Ja mieszkam na Korczaka w Sochaczewie, a poza tym 2,5 roku mieszkałem na Białorusi. To jest tak zryte doświadczenie, że naprawdę, gdyby nie nutka stalkerowskiej fantastyki, to byłoby straszne.
Sporo pisałeś na blogu na e-Sochaczew.pl o gopnikach, czy „sztywny” jest próbą analizy tego zjawiska?
Nie próbą analizy, a opisem klinicznym. Można czytać Malinowskiego „Życie seksualne dzikich”, a można też w nim pouczestniczyć, to duża różnica. „Sztywny” to raczej ta druga możliwość.
„e-Sochaczew.pl Extra”
TAGI: Wywiad z Anitą LipnickąRobert Więckiewicz o kinieWywiad z zespołem KombiRozmowa z Pawłem Małaszyńskim
Zobacz również: