Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Jeszcze zdarza mi się zaszaleć...

Dodano: 22.03.19 10:02


gwi2842027



Spotykam się z gwiazdą…


- … a napisz tak, to znów zrobię się… szalona (śmiech)!


Właśnie o to chciałem zapytać. Czy odtwórczyni tytułowej roli w „Szaleństwach panny Ewy” - filmie na którym wychowało się kilka pokoleń - nadal prowadzi szalony tryb życia?


- No właśnie, od tamtego czasu mnóstwo osób myślało, że jestem dokładnie taka jak Ewa, czyli zwariowana i szalona. Wiele z nich, kiedy mnie poznawało, było wręcz zawiedzionych. Ale przez pewien czas zdarzało mi się reagować na obydwa imiona. Kiedy ktoś wołał na ulicy Ewa, oglądałam się. Zresztą do dziś niektórzy, jeśli mnie rozpoznają, mówią do mnie pani Ewo.


Bardzo Ci to przeszkadza?


- Teraz już nie, to nawet bardzo miłe. Ale kiedy byłam nastolatką i walczyłam o własną tożsamość, momentami mnie irytowało. Ciągle musiałam powtarzać, że nie jestem panną Ewą, tylko Dorotą. Rozsądną, ustatkowaną i wywarzoną dziewczyną. Przynajmniej tak mi się wówczas wydawało (śmiech). Zresztą reżyser Kazimierz Tarnas w tych szaleństwach poszedł w zupełnie innym kierunku. Nie chodziło przecież o to, że Ewa parę razy wyskoczyła przez okno, tylko o miłość do ludzi i obronę pewnych wartości w tym zaganianym świecie. Więc jeśli o to chodzi, to rzeczywiście nadal jestem szalona (uśmiech)!


Po filmie myślałaś o tym, żeby zostać aktorką. Dlaczego stało się inaczej?


- Zastanawiałam się, czy to tak naprawdę jest dla mnie. Ale pomyślałam, że jeśli nie spróbuję, to będę tego żałować przez całe życie. Poszłam więc na egzaminy i… więcej tam nie wróciłam. Spróbowałam i to mi wystarczyło. Choć zawsze marzyłam o byciu na scenie, jeszcze bardziej interesowało mnie samo tworzenie teatru. Szybko złożyłam więc papiery na kulturoznawstwo na teatrologii i w tym się odnalazłam. Przez wiele lat pisałam scenariusze, grałam i reżyserowałam w teatrach offowych, prowadziłam teatralne audycje radiowe, byłam instruktorem oraz koordynatorem projektów teatralnych.


Jak w ogóle znalazłaś się w filmie?


- W gazecie było ogłoszenie o zdjęciach próbnych do „Szaleństw panny Ewy”. Wtedy do głowy mi nie przyszło, że mogłabym wziąć w nich udział. Przeszedł więc pierwszy etap. Trafiłam dopiero na drugi, po tym jak ktoś z produkcji przyszedł na mój spektakl do grupy teatralnej w Pałacu Młodzieży. Po nim, mnie i moją koleżankę zaproszono na przesłuchania.


Pamiętasz ile dziewcząt ubiegało się o tę rolę?


- Na drugim etapie zebrano tylko… trzysta (uśmiech). Później było jeszcze pięć etapów z udziałem aktorów. W ostatnim brało już udział pięć dziewcząt.


Dlaczego reżyser zdecydował się właśnie na Ciebie?


- Kiedyś o tym rozmawialiśmy, ale szczerze mówiąc już nie pamiętam. Podobno zwrócił na mnie uwagę już w drugim etapie. Może dlatego, że byłam jedyną dziewczyną z krótkimi włosami, które ścięłam tuż przed przesłuchaniem (śmiech). W filmie warkocze miałam doczepiane, włosy farbowane, bo moje naturalnie były ciemne, a piegi domalowywane.


Wiesz, że do roli Ewy startowała też Justyna Sieńczyłło, obecna żona Twojego filmowego partnera Emiliana Kamińskiego?



gwi_gwi28420274- Wtedy z innymi dziewczynami nie miałyśmy bliższego kontaktu. Dowiedziałam się o tym kilka lat temu z jednego z wywiadów prasowych.


Pamiętasz jakąś szczególnie zabawną sytuację z planu?


- Było ich całe mnóstwo. Ale może po latach zdradzę jedną z tajemnic, na które można sobie pozwolić tylko w świecie filmu. Chodzi o to moje słynne wyskakiwanie przez okno. Otóż na parapet wskakiwałam w Warszawie, ale z okna wyskakiwałam już w Milanówku, gdzie kręcone były sceny domu Zawidzkich.


Zdarza Ci się zasiadać przed telewizorem, kiedy lecą powtórki „Szaleństw”?


- Tak i to z ogromnym sentymentem. Ale nigdy nie udaje mi się obejrzeć całego filmu. Domowe obowiązki wzywają (uśmiech).


Kręci się łezka w oku?


- Zdarza się. Ale raczej wspominając to, co działo się poza ekranem.


Pamiętasz co sobie kupiłaś za pieniądze zarobione w filmie?


- Część oddałam rodzicom. A sama kupiłam sobie moje wymarzone pierwsze skórzane oficerki i bardzo modny wówczas kożuszek, których oczywiście od dawna już nie mam.


Dziś też pozwalasz sobie na jakieś szaleństwa?


- Nieustannie (śmiech). Zresztą ja lubię tak żyć! Lubię ryzykować, stawiać na niepewne. Zawierzać intuicji, a niekoniecznie rozsądkowi.


Rozmawiał MARCIN KALITA


Fot. Marcin Kalita, Archiwum



gwi_gwi28420275

Zobacz również: