Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Jak się zostaje dyrektorem najsłynniejszego szpitala w Polsce?

Dodano: 19.06.17 12:52


gwi37615222

Rozmowa z MARKIEM ŚLOSARSKIM


Z pewnością nie dzięki koneksjom czy znajomościom. (śmiech) W dużej mierze dzięki akceptacji czynników nadrzędnych, które tworzy produkcja serialu "Na dobre i na złe".




No właśnie, rzeczywiście kiepsko u Ciebie z tymi znajomościami. Ostatnio z Twoim bohaterem dzieje się nienajlepiej.


Na szczęście nie zdrowotnie, bo wtedy musiałbym prosić o pomoc swój personel. (uśmiech) A ten, włącznie z byłymi dyrektorami robi wszystko, żeby pozbyć się Stanisławskiego. Może drzwi Leśnej Góry nie zamkną się dla mnie definitywnie?Tym bardziej, że moja postać wróciła do scenariusza po półtorarocznej przerwie. Rozumiem takie posunięcia, bo co jakiś czas do serialu wprowadzany jest nowy bohater którego wszyscy będą serdecznie nienawidzić. Tym razem padło na mnie. (śmiech)


Nosił wilk razy kilka...


Dokładnie. Wchodziłem do tego szpitala, żeby z premedytacją rozwalić jego personalny układ, zaciągnąć pożyczki, które miały położyć finanse placówki. Wszystko z zemsty za śmierć syna. Kiedyś ktoś mnie zapytał, jak mogę grać kogoś tak wrednego...


Niech zgadnę, odpowiedź brzmiała "gram tylko takich".


(śmiech) Niekoniecznie,wciąż każdą propozycję traktuję jako zadanie aktorskie. To są tylko albo aż role do zagrania. Kiedyś u Bogusława Wołoszańskiego zagrałem Ali Agcę. Innym razem w sztuce teatralnej grałem geja. Jestem w tym zawodzie ładnych parę lat i wciąż cieszę się z aktorskich niespodzianek. Grywałem repertuar od klasyki do sztuk współczesnych, od dobrego do złego.


Pozwolisz, że wrócę jeszcze do śmiertelności serialowych postaci. Tobie również było dane rozstać się w ten sposób z innym popularnym tytułem.


Z "M jak miłość". Tam też oczywiście grałem faceta, mającego sporo za uszami. Grałem ojca Majki, w którą wcielała się Laura Samojłowicz. Kiedy ona odeszła z serialu, nie bardzo wiedziano co ze mną począć. No to dostałem zawału serca. Nawet nie pozwolili mi trochę w łóżku poleżeć. Z trzecich ust padło po prostu "on już umarł".


W zawodzie nie znalazłeś się z przypadku.


To prawda. Tata pracował w katowickim Teatrze Lalek "Ateneum", a mama była solistką Opery Śląskiej. Mam to szczęście, że jest jeszcze z nami, ma 98 lat. Z artystami obcowałem od wczesnego dzieciństwa. U taty w pracy bawiłem się marionetkami, a mama z kolei często pożyczała z opery jakieś rekwizyty do moich przedszkolnych występów. Grałem kiedyś rycerzyka, a mama "uzbroiła" mnie w mały sztylecik. Wyglądał jak prawdziwy. Pamiętam, że koledzy mi zazdrościli, byłem z siebie bardzo dumny. Z kolei w podstawówce nauczycielka biologii próbowała mnie zbratać z przyrodą, mówiła że byłbym świetnym leśniczym.


Coś w tym było. Wylądowałeś w końcu w... Leśnej Górze!


Fakt. (śmiech) Na szczęście w liceum zrobiliśmy kilka przedstawień i wtedy pojawiła się myśl, że może jest we mnie coś czym mógłbym podzielić się z widzem, no i stało się. Od tamtej pory trwam w tym zawodzie z nadzieją, że to jeszcze nie koniec kolejnych wyzwań aktorskich.


Rozmawiał MARCIN KALITA


Fot. Marcin Kalita


Zobacz również: