Odwiedziło nas:
Dodano: 27.03.18 16:43
Dostojny Zygmunt Stary w "Królowej Bonie" i ciamajdowaty porucznik Zubek w "07 zgłoś". Tymi, jakże różnymi rolami. zaskarbił sobie prawdziwą sympatię widzów.
- Jestem normalnym człowiekiem, bez kompleksów i syfonu w głowie. Aktorstwo zostawiam w garderobie, nigdy nie gram na ulicy. Nie traktuję jej jako przedłużenia sceny. Wiem, że z aktorami pod tym względem bywa rozmaicie. Mnie na tym nie przyłapiecie. Nie dlatego, że się pilnuję. Dlatego, że taki po prostu jestem - mówił o sobie Zdzisław Kozień.
Był typem choleryka. Kiedy się zdenerwował, potrafił strasznie krzyczeć, ale dosłownie za moment był jak do rany przyłóż. Niezwykle wesoły i dowcipny. Także na własny temat. Zresztą to dość specyficzne poczucie humoru nie opuszczało go do samego końca. Żartował nawet na temat własnych chorób. Kiedy był na stole operacyjnym, anestezjolog powiedział mu, że teraz zrobi zastrzyk, po którym będzie się mu kręcić w głowie. Na to on, że jemu zaczyna się kręcić dopiero po trzeciej secie.
Śpiewał dla Hitlera
Zdzisław Kozień urodził się 4 grudnia 1924 roku w Krakowie. Początkowo miał zostać śpiewakiem, był solistą Chóru Dzieci Krakowa. Śpiewał nawet przed Hitlerem, który po zakończonym występie uścisnął mu rękę. Miał wyjechać do Włoch kształcić swój głos. Wojna przerwała naukę śpiewu.
W wojsku trafił na amatorską scenę teatralną. Później nawiązał współpracę z krakowskim Teatrem Kolejarza. W 1953 roku, po złożeniu eksternistycznego egzaminu aktorskiego, przybył do rzeszowskiego teatru. Tutaj zadebiutował rolą Zbyszka w "Moralności pani Dulskiej". Przez 19 lat na rzeszowskiej scenie stworzył wiele niezapomnianych kreacji. Był Cześnikiem w "Zemście", Majorem w "Fantazym", Wojewodą w "Mazepie" czy Czepcem w "Weselu".
W 1972 roku na blisko 12 lat związał się z teatrami wrocławskimi. Jego role w "Annie Livii", "Twarzą w twarz", "Popiele i diamencie", "Kartotece", "Ambasadorze" czy "Historii miłosnej" współtworzą dziś historię teatru.
- Jako małego chłopca wychowywali mnie dwaj przyszywani dziadkowie, Igor Przegrodzki i Zdzisław Kozień właśnie. Mieszkał na przeciwko. Kiedy ojciec szedł na próbę, a on w tym czasie był wolny, woził mnie w wózku. Cierpliwość miał do mnie świętą. Właściwie do czasu, kiedy nie poszedłem do przedszkola, był moją nianią. Do dzisiaj doskonale pamiętam zabawy z nim. Potem przez długie lata utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, pisaliśmy kartki. Jako dorosły człowiek nie miałem już z nim osobistego kontaktu. Ale był wspaniałym dziadkiem - wspominał w jednym z wywiadów Michał Lesień, dziś również aktor.
Oświadczył się na scenie
Na deski rzeszowskiego teatru powrócił w 1983 roku. Wówczas można było go oglądać m.in. w "Emigrantach", "Rewolwerze", "Imieninach we Lwowie", "Porwaniu Sabinek", "Pieszo", po raz kolejny w "Ambasadorze" i "Moralności pani Dulskiej". Tym razem w roli pokornego męża tytułowej bohaterki.
Swoją drugą żonę Monikę poznał w 1982 roku, po śmierci matki jego dwóch synów. Pracowała w sekretariacie rzeszowskiego teatru. Często tam przychodził. Był szarmancki. Zawsze przynosił ze sobą czekoladki, ciasteczka, a jak wracał z Warszawy, z filmu, to obowiązkowo pączki od Bliklego.
Początkowo nie brali ślubu. Oświadczył się dopiero po dwóch latach na premierze "Rewolweru" Fredry. W przedstawieniu miał wypowiedzieć do swojej scenicznej partnerki następującą kwestię: "Wiem, co zrobię, żenię się. Żenię się z Otylią". Zamiast tego, odwrócił się w stronę publiczności i powiedział "Wiem, co zrobię, żenię się. Żenię się z Moniką". Ślub cywilny wzięli cztery lata później, kiedy Kozień świętował 35-lecie pracy artystycznej. Kościelny dopiero w 1994 roku, już w szpitalnej kaplicy.
Król, którego królowa nie chciała
Zdzisławowi Kozieniowi jako jednemu z nielicznych aktorów prowincjonalnych udało się zaistnieć również w filmie. Za debiut w "Skazanym" otrzymał aż dwie nagrody: w Gdyni i San Sebastian. Potem były kolejne role, m.in. w "Człowieku z marmuru", "Popielcu", "Panu na Żuławach", "Barytonie", "Szaleństwach panny Ewy", "Złotej Mahmudii" czy "Polowaniu na bażanty". Jednak najbardziej utkwił w pamięci widzów jako król Zygmunt Stary i porucznik Zubek. - Kiedy dostał od Janusza Majewskiego propozycję zagrania w "Królowej Bonie", zrezygnował z Zubka. Królowi nie wypadało uganiać się za gangsterami - powiedział nam z uśmiechem Bronisław Cieślak.
Podobno odtwórczyni roli tytułowej Aleksandra Śląska była bardzo nieprzychylna wyborowi reżysera. Ktoś z produkcji wspominał nawet, że była wręcz na niego wściekła. Nie chciała grać u boku jakiegoś prowincjusza. Na szczęście tej niechęci nie widać na ekranie.
Aktor zagrał w sumie w około 40 filmach. Kiedy urodził mu się wnuk, któremu rodzice dali na imię Oskar, śmiał się, że choć na stare lata dostał Oskara.
Rzeźbił, malował, grał i gotował
Aktor był niezwykle twórczym człowiekiem, również poza sceną. Prywatnie grał na fortepianie i organach, malował, także rzeźbił. Mieszkanie Kozieniów tonęło w wykonanych przez niego świątkach. Próbował też rzeźbić w blasze miedzianej. Był wytwornym kucharzem. Uważał, że to właśnie mężczyźni są mistrzami w gotowaniu. Jego popisowymi daniami były wszelkiego rodzaju potrawy mięsne. Robił wyśmienite zrazy zawijane, gulasz po węgiersku. Nikt nie potrafił przyrządzić śledzi po krakowsku tak jak on. Miał jednak przy tym jedną wadę. Strasznie bałaganił w kuchni.
- Słynął też z produkowanej przez siebie nalewki, którą środowisko ochrzciło Kozieniówką. Zdzichu przywoził ją ze sobą na plan. Najczęściej w mroźne dni, kiedy kręciliśmy plenery. Dosłownie ocieplał atmosferę wśród ekipy - dodał Bronisław Cieślak.
Marzył do samego końca
Miał dwa niespełnione życzenia. Kiedy zaczął chorować, mówił co prawda, że już się ograł i na scenę go nie ciągnie. To nieprawda. Żałował, że po amputacji nogi nie będzie mógł po raz ostatni zagrać monodramu "Kamień na kamieniu". Uważał, że dojrzał już do roli starego Szymona Pietruszki. To drugie było życzeniem bardzo chorego człowieka. W ostatnim tygodniu życia, kiedy praktycznie nie mógł już jeść, zażyczył sobie karpia w galarecie. Chciał, żeby kupić mu żywego, lecz wtedy nigdzie nie można było go dostać. Jego syn pojechał na stawy hodowlane. Kiedy wrócił, ojciec już nie żył.
- To był piękny człowiek i piękny aktor. Zdzisiu był z takich ludzi, których już dzisiaj nie robią. Posiadał ten rodzaj męskości, który obecnie jest w kolosalnym zaniku. Do końca jego życia utrzymywaliśmy ze sobą bliski kontakt. Przyjeżdżałem do niego, kiedy był bardzo chory. Brakuje mi tych spotkań. Niestety w życiu każdego z nas przychodzi taki moment, że trzeba kogoś pożegnać. Mimo, że Zdzisia nie ma, to dla mnie on jest i będzie. Mam go w pamięci - wspominał przyjaciela Emilian Kamiński.
Aktor zmarł 25 marca 1998 roku w Rzeszowie w wieku 74 lat. Został pochowany w Międzynarodowym Dniu Teatru na tamtejszym cmentarzu Wilkowyja u boku swojej pierwszej żony.
MARCIN KALITA
Zdjęcia:
Fot.1 Jako porucznik Zubek w "07 zgłoś się"...
Fot.2 ... Zygmunt Stary z "Królowej Bony"
Fot.3 Przyjaźnił się z Anną German, kiedy piosenkarka związana była z Estradą Rzeszowską
TAGI: Wywiad z Anitą LipnickąRobert Więckiewicz o kinieWywiad z zespołem KombiRozmowa z Pawłem Małaszyńskim
Zobacz również: