Odwiedziło nas:
Dodano: 20.05.2014
Od jakiegoś czasu coraz większą popularność zdobywa nowe hobby – Survival. Polega głównie na utrzymaniu się przy życiu w środowisku naturalnym i na odludziu. Wydaje się to Wam proste? Bynajmniej.
Rozmawiamy o tym z Jakubem Doroszem, intruktorem survivalu i dowódcą JW Strzelec.
Od kiedy zajmujesz się Survivalem?
Pytanie jest ciężkie, trudno mi jest określić datę. Uprawnienia instruktora zrobiłem w 2010 roku, ale zajmowałem się tym tematem na długo wcześniej. Pierwsze rozpalanie ogniska w formacji harcerskiej odbyło sie już dobre 15 la temu.
Czemu nie wybrałeś wojska?
Głównie przez stan zdrowia, moje hobby bywa niebezpieczne. Nie chciałbym się wdawać w szczegóły. Jestem obecnie jedynie dowódcą jednostki Strzelec i mogę powiedzieć, że ta funkcja mnie zadowala za to koledzy, z którymi ćwiczę często dostają się do wojska i to do jednostek wykonujących ciekawe zadania.
Jak trafiłeś do Strzelca?
W 2007 roku napisałem list do czasopisma "Komandos" mówiący o tym, że w Olsztynie nie ma grupy, która zapewniłaby mnie i znajomym możliwości rozwijania się. Odezwał się do mnie szkoleniowiec z Warszawy i powiedział żebyśmy przyjechali na wspólny trening, dalej potoczyło się dość szybko. Została stworzona struktura w Olsztynie, a dzięki kurosm organizowanym przez inne oddziały wraz z grupą nabraliśmy dość szybko doświadczenia. Często zdarza się tak, że czytając teorię i ucząc się samemu popełnia się wiele błędów lub robi się coś zupełnie inaczej. Nasi instruktorzy szybko wyprowadzili mnie z tych błędów, wiedza poparta doświadczeniem zaowocowała szybkim wzrostem umiejętności praktycznych.
Skoro wcześniej dużo rzeczy robiłeś sam nie przeszkadzała Ci sztywna struktura?
Nie, wiele rzeczy jest nie do przetrenowania w grupie 6-8 osób, szersza struktura dała dużo możliwości. Podejście w Strzelcu jest trochę inne niż w standardowych jednostkach wojskowych.
W tym momencie łączysz pasję survivalową z militarną i jesteś jedną z lepiej rozpoznawalnych osób zajmujących się tym zagadnieniem na Warmii i Mazurach, czy przez fuzję tych dwóch zainteresowań, któreś z nich nie uległo dezintegracji lub nie zostało zmarginalizowane?
To zależy od aspektów. Patrząc na temat military w sposób szeroki survival jest jego nieodłączną częścią. Survival z kolei nie w każdym momencie łączy się z wojskowością. Wszystko jest zależne od tego w jaki sposób go uprawiamy, bo w tym temacie potrafi odnaleźć coś dla siebie prawie każdy. Survival wojskowy najogólniej mówiąc ma ten element przygotowujący uczestników do działań wojennych. Można się spotkać z ćwiczeniami z kamuflażem, brakiem łączności, budowaniem zamaskowanego stanowiska ogniowego czy nie pozostawaniem śladów bytności. Survival użytkowy nauczy nas jak zrobić kotlety z pokrzywy czy dobrze rozstawić obozowisko, potrafi być zarówno wymagający jak i relaksujący. Wracając do pytania ostatnio poświęciłem się bardziej szkole przetrwania i musiałem trochę po macoszemu potraktować część wojskową, ale to nie znaczy, że porzuciłem ją kompletnie.
Czy doświadczenie ze Strzelca przeniosłeś na Survival?
Strzelec dobrze przygotował mnie na działanie w grupie jak i na to żeby być zdanym sam na siebie.
Kiedy masz na sobie pełen plecak, oporządzenie w którym brzęczą metalowe magazynki, a w ręku karabin, kolejne kilometry do pokonania przed sobą wydaje Ci się, że świat się kończy (śmiech). Przez takie doświadczenia kształtuje się charakter, który później budzi odpowiednią determinację w ciężkich chwilach. Nie będę ukrywać survival w najczystrzych formach to często siła woli i samodyscyplina.
Czy ciasne struktury wojska nie przeszkadzały w rozwijaniu indywidualnej pasji? Bądź co bądź zawsze trzeba się liczyć ze stopniem?
Jak wspominałem w Strzelcu jest trochę inaczej. Oczywiście stopień dalej jest ważny, ale bardziej liczy się pomysłowość i umiejętności. Dowódcy przepuszczają dobre pomysły. Sam na stanowisku dowódczym nie raz miałem okazję spotkać się z dobrymi i innowacyjnymi pomysłami u ludzi niższych rangą, jest to zawsze przyjemne doświadczenie bo świadczy o innowacyjności i jakości kursantów.
Ostatnio coraz więcej osób prubuje swoich sił, czy zwyczajnie interesuje się tematyką przetrwania czy Ty też zauważyłeś taki skok zainteresowania?
Z jednej strony zainteresowanie faktycznie rośnie co jest pozytywne bo to ciekawa forma spędzania czasu wolnego. Jeśli patrzę z perspektywy wejścia na mojego bloga, czy pytań skierowanych bezpośrednio do mnie widzę stałe zaintresowanie. Jeśli chodzi z kolei o nabór do Strzelca to my nigdy nie narzekaliśmy na brak zainteresowania. Dajemy tylko ogłoszenia na Face Booku i zakładamy, że Ci zmobilizowani i zainteresowani takimi działaniami nas znajdą. Najczęściej tak jest. Przeprowadzamy kwalifikacje podczas, której zdarzy się, że ktoś odpadnie lub po fakcie stwierdzi, że to jednak nie dla niego jednak procent takich ludzi jest bardzo mały.
Wspomniałeś też o blogu, skoro do strzelca trzeba docierać to skąd pomysł żeby dzielić się swoją wiedzą w sposób publiczny?
Strzelec faktycznie jest dość zamknięty, ale trzeba pamiętać, że survival jest tylko częścią szkoleń w nim przeprowadzanych. Strzelec obejmuje także szkolenia z zakresu broni palnej i taktyki. Chcę, żeby wiedzę mieli też ludzie, którzy postanowili na własną rękę zdobywać doświadczenie. Wiem, że wiedza sprawdzona przezemnie w terenie jest przydatna dla początkujących jak i zaawansowanych hobbystów. Mam nadzieję, że właśnie przez bloga będę mógł dotrzeć do ludzi takich jak ja, a być może nawet zainteresować survivalem nowe osoby.
Jakie miałbyś rady dla ludzi zaczynających zabawę z survivalem?
Przedewszystkim zgłębić wiedzę fachową. Zaczynać małymi krokami, poznać teorię. Zawsze warto powiadomić najbliższych gdzie idziemy i kiedy planujemy wrócić. Podstawy warto przećwiczyć na sucho. Zamiast wybierać się od razu w głuszę warto rozpalić ognisko w miejscu do tego przeznaczonym, gdzie w razie problemów pomoc szybko do nas dotrze. Najlepszym sposobem jest mierzyć siły na zamiary. Wiele młodych osób uważa, że podoła nawet największemu wyzwaniu po czym okazuje się, że siły natury są silniejsze i trzeba wzywać GOPR lub inne służby. Nie lekceważcie odludzia.
Wiele młodych osób pasjonuje się Beare Gryllsem i jego programami.
Mam bardzo duży szacunek do tego człowieka, jego wiedza jest przeogromna, pamiętajmy jednak, że pracując w telewizji zawsze musi stworzyć show, każdy odcinek musi być przynajmniej tak dobry jak poprzedni. Często widzimy go skaczącego z głazu na głaz czy zjeżdżającego po lianie. Trzeba jednak wiedzieć, że survival polega na minimalizowaniu ryzyka kontuzji, a on na potrzeby programu je generuje. Jak już mówiłem, jest to człowiek o ogromnych kompetencjach jednak musi być też showmanem. Dla osób chcących dowiedzieć się czegoś z TV polecam program "O krok od śmierci" ("I shouldn't be alive"), który pokazuje zwykłych ludzi zmagających się z zagrożeniem. Ich spostrzeżenia i doświadczenia mogą być dla nas o wiele bliższe niż instrukcje byłego operatora SAS.
„Extra Mazury”
Zobacz również: