Odwiedziło nas:
Dodano: 16.10.2013
Jeszcze osiem lat temu był nastolatkiem ze sporą nadwagą. Obecnie waży znacznie więcej, ale patrzy się na niego inaczej. O wiele przyjemniej. Ciężką pracą masę tłuszczową zamienił w imponujące mięśnie. Dziś jest mistrzem Polski i brązowym medalistą Europy w kulturystyce klasycznej.
Akop Szostak ma 24 lata. W jego żyłach płynie ormiańska i rosyjska krew. Żeby było jeszcze ciekawiej, to nie mieszkał nigdy w żadnym z tych krajów. Urodził się na Białorusi. Kiedy miał osiem lat, jego mama przeniosła się do Polski. Tutaj poznała swego męża, po którym Akop nosi nazwisko. Wcześniej nazywał się Powodobiedow. Oryginalne, słowiańskie imię otrzymał natomiast po dziadku. Po polsku oznacza ono po prostu Jakub, Kuba. – Używam jednak oryginalnej pisowni, bo bardzo je lubię. Poza tym po nim łatwo mnie rozpoznać, znaleźć. Od razu wiadomo o kogo chodzi – podkreśla z uśmiechem.
Lubi jeść, więc jest skazany na pilnowanie się
Od dziecięcych lat walczył z nadwagą. Rodzice często wysyłali go na najprzeróżniejsze obozy odchudzające. Rezultaty były mizerne. Jako 14-latek sięgnął zenitu. Przy wzroście 150 ważył już ponad 70 kilogramów. – Koledzy się ze mnie śmiali. Miałem dość głupich docinek. Postanowiłem wziąć się za siebie. Mając 16 lat, zapisałem się na siłownię – wspomina Akop.
Przyznaje, że nie przestał sobie odmawiać jedzenia, ale w końcu zaczął się ruszać. – Z początku mi się nie chciało, ale kiedy koledzy zaczęli umawiać się z dziewczynami, a ja nie, zachciało mi się chcieć – podkreśla z szelmowskim uśmiechem. Dziś, mając 172 cm wzrostu, waży około setki. Jednak to nie tłuszcz, lecz masa mięśniowa. Nadal przepada za słodyczami, ale teraz pozwala sobie na nie tylko raz w tygodniu.
Mimo tego, że schudł i jest umięśniony, to nadal ma tendencję do tycia. – Po każdym urlopie wracam o parę kilo cięższy. Kiedyś trafiłem do szpitala na operację wycięcia wyrostka. Pokrzyżowało mi to plany udziału w zawodach. Byłem wściekły, więc humor poprawiałem sobie jedzeniem. Później musiałem pozbyć się zbędnego balastu. Tak naprawdę najcięższą pracę wykonuje się w domu, nie na treningu. W domu często z nudów i bez świadomości zaglądamy do lodówki. Po prostu jestem skazany na pilnowanie się. Na szczęście pomaga mi w tym moja dziewczyna Natalia, która jest mistrzynią Polski w fitnessie.
Korzyści czerpie z pasji i czeka na swoją kolej
Początkowo jego rodzice nie byli zadowoleni z decyzji o siłowni. Bali się, że ich jedynak popadnie w złe towarzystwo i zmieni się w typowego pakera rozrabiakę. Gdy zrozumieli, że kulturystyka to jego prawdziwa pasja, która z czasem zamieniła się w profesję, dopingują go w kolejnych działaniach. – Kiedyś spotkałem na swojej drodze kogoś, kto zechciał mi pomóc. Dziś ja pomagam innym w pozbyciu się nadwagi, w rzeźbieniu sylwetki. Jestem trenerem personalnym. Sprawia mi to wielką frajdę i do tego czerpię z tego korzyści. Czegóż chcieć więcej – zaznacza.
Z atrybutów typowego mięśniaka zostały mu tylko dresy. Nosi je nie dla szpanu, lecz wygody. Poza tym ciężko znaleźć odzież w jego rozmiarze. Jest dość wąski w pasie, ale za szeroki w biodrach i udach.
Mimo tego, że coraz więcej Polaków chodzi na siłownię czy fitness, kulturystyka wciąż jest mało popularnym sportem w naszym kraju. Jej kolebką są kraje arabskie, Stany Zjednoczone czy Austria, z której pochodzi jego idol, Arnold Schwarzenegger. – Uwielbiam go od lat. Cenię go nie tylko za mięśnie, ale za to, co osiągnął poza siłownią. Że wspiął się na polityczne wyżyny. I mimo, że jego najlepsze lata to już przeszłość, twierdzę że w swoim wieku nadal świetnie wygląda. Też bym tak chciał – rozmarza się.
Akop skończył już wiek juniorski. Do seniorów brakuje mu jeszcze parę lat ćwiczeń. – Niektórzy ćwiczą dłużej niż ja żyję. Sylwetkę buduje się latami. W końcu to nie zawód, lecz sposób na życie – dodaje. Uważa też, że akurat w kulturystyce wiek sprzyja zawodnikom. Najlepsze wyniki osiąga się między 30 a 35 rokiem życia. Czeka więc cierpliwie na swoją kolej.
Sztuka pomaga mu wzawodach, wiedzą się dzieli
Ma świadomość sporej konkurencji, ale zrobi wszystko, by być najlepszym. Zdaje sobie sprawę, że będzie go to kosztować wiele wyrzeczeń i mnóstwo cierpliwości. Wierzy jednak, że podoła. Poza tym, jak sam twierdzi, musi wyglądać. Choćby dla swoich podopiecznych. – Kto zechce pracować z kimś, kto sam nie ma idealnej sylwetki – pyta retorycznie.
Największym marzeniem Akopa jest wyjazd do Stanów, by choć przez tydzień potrenować ze swoim kulturystycznym guru. – Charles Glass to taki mniszek w mojej branży. Mimo, że w dredach i potarganych ciuchach wygląda jak typowy lump, ma wielką wiedzę o trenowaniu kulturystyki. Poza tym będąc blisko siedemdziesiątki, jest zbudowany jak młody bóg. Tylko pozazdrościć – mówi.
Na szczęście dla Akopa świat nie kończy się na kulturystyce. Interesuje się plastyką i sztuką teatralną. Zdarzało mu się nawet statystować na scenie. To pomaga mu w startach w zawodach. W końcu sędziowie nie oceniają jedynie mięśni, ale i prezencję zawodnika. Od czterech lat dzieli się też swoimi osiągnięciami z czytelnikami branżowych pism. Marzy o skoku na spadochronie.
Odrzuca słodycze i używki, stawia na seks
Trzy lata temu się zaręczył. Niebawem z Natalią planują ślub. Myślą też o dziecku. I wbrew pozorom nie chciałby, żeby jego potomek poszedł w ślady taty. – Wygrane zawody dają ogromną satysfakcję, ale zawodowy sport to także zerwane stawy, przyczepy i naderwane mięśnie. Czasem też zazdrościłem kolegom, że idą na imprezę, a ja muszę trenować, bo zaraz mam pokaz czy występ – zaznacza.
Poza uwielbieniem do wspomnianego wcześniej jedzenia i słodyczy, Akop prowadzi zdrowy tryb życia. Nie pije, bo alkohol mu nie smakuje. Nie pali, bo po papierosach go mdli. Jedyna słabość, z której nie rezygnuje nawet przed zawodami, to seks! – Kto to wymyślił, że przed startem nie można go uprawiać? To jakaś totalna bzdura! W życiu nie będę się sam pozbawiał tej przyjemności. Poza tym seks jest dobry na poprawę humoru. Pomaga wydzielać hormon zadowolenia. Podobnie jak czekolada czy niestety amfetamina. Z tego zestawu zdecydowanie wybieram i stawiam na łóżkowe igraszki – kończy z uśmiechem.
Autor: Marcin Kalita