Odwiedziło nas:
Dodano: 13.10.2013
- Gratuluję wygranej „Bitwy na głosy”.
- W tego typu programach wszystko się może zdarzyć, więc zakładaliśmy również ewentualną przegraną. Cieszę się jednak, że przebrnęliśmy do finału i że znalazłem się w nim z Ewą Farną. Muszę przyznać, że mimo różnicy wieku to znakomita partnerka i godna rywalka.
- Pokonałeś nawet takie gwiazdy jak Beata Kozidrak czy Robert Gawliński. Odzywają się jeszcze do Ciebie?
- Oczywiście (śmiech)! Bardzo ich szanuję. Na rynku muzycznym jest miejsce dla wszystkich. Poza tym „Bitwa na głosy” to przede wszystkim świetna zabawa.
- Podejrzewam, że Seweryn Krajewski nie dałby się namówić do udziału w takiej audycji. Ale załóżmy, że znalazłbyś się w finale właśnie z nim. Co wtedy?
- Wiesz, że zastanawiałem się nad tym? Przecież nie wypadałoby mi ograć mistrza (uśmiech). Na całe szczęście nie zostałem postawiony w takiej sytuacji (śmiech).
- Niedawno ukazała się wasza nowa płyta „Zimowe piosenki”. Niemal każdy artysta ma na swoim koncie album z bożonarodzeniowymi standardami. Wy nie poszliście na łatwiznę i napisaliście zupełnie nowe.
- A być może właśnie dlatego ktoś nazwie to łatwizną? Wcale nie jest prosto nagrać znane kolędy i pastorałki, żeby brzmiały nieco inaczej i jednocześnie nie raziły ucha słuchacza, przyzwyczajonego do pierwotnych wersji. Muszę jednak przyznać, że miałem pewne problemy z napisaniem tych zimowych utworów. Większość z nich powstawała bowiem w lecie. Tworząc je, wyobrażałem sobie Mikołaja na plaży w krótkich spodenkach (śmiech).
- Może nagraliście własne piosenki z czystej próżności? Żeby po świętach „Zimowe piosenki” nie podzieliły losu płyt z tradycyjnymi kolędami i nie trafiły na rok na półkę?
Trzy lata temu się zaręczył. Niebawem z Natalią planują ślub. Myślą też o dziecku. I wbrew pozorom nie chciałby, żeby jego potomek poszedł w ślady taty. – Wygrane zawody dają ogromną satysfakcję, ale zawodowy sport to także zerwane stawy, przyczepy i naderwane mięśnie. Czasem też zazdrościłem kolegom, że idą na imprezę, a ja muszę trenować, bo zaraz mam pokaz czy występ – zaznacza.
Poza uwielbieniem do wspomnianego wcześniej jedzenia i słodyczy, Akop prowadzi zdrowy tryb życia. Nie pije, bo alkohol mu nie smakuje. Nie pali, bo po papierosach go mdli. Jedyna słabość, z której nie rezygnuje nawet przed zawodami, to seks! – Kto to wymyślił, że przed startem nie można go uprawiać? To jakaś totalna bzdura! W życiu nie będę się sam pozbawiał tej przyjemności. Poza tym seks jest dobry na poprawę humoru. Pomaga wydzielać hormon zadowolenia. Podobnie jak czekolada czy niestety amfetamina. Z tego zestawu zdecydowanie wybieram i stawiam na łóżkowe igraszki – kończy z uśmiechem.
- Może nagraliście własne piosenki z czystej próżności? Żeby po świętach „Zimowe piosenki” nie podzieliły losu płyt z tradycyjnymi kolędami i nie trafiły na rok na półkę?
- I tak tam trafią. Przynajmniej a bym tak zrobił (śmiech). Typowo polskich utworów świątecznych jest jak na lekarstwo. Kilkanaście lat temu, jeszcze za czasów Zic-Zaca, przed Bożym Narodzeniem nagrywaliśmy piosenkę o zimie czy Mikołaju. Stacje radiowe co roku „katują” nimi w tym okresie swoich słuchaczy. Marzę o tym, żeby i któraś z naszych zimowych piosenek znalazła się w tym panteonie. W końcu z utworami muzycznymi nie jest tak jak z ciasteczkami czy czekoladą, które i tak jemy przez cały rok, ale na chwilę stają się typowymi produktami bożnarodzeniowymi, bo na opakowaniu dorysowana jest choinka (uśmiech).
- Co po „Zimowych piosenkach”? Pieśni wielkopostne czy gorące rytmy wakacyjne?
- Jak to co? Oczywiście piosenki wiosenne, letnie i jesienne (śmiech)! W naszej współpracy z Sewerynem najlepsze jest to, że dajemy sobie od siebie odetchnąć. Marka tego duetu jest na tyle wypracowana, że nie musimy nią atakować zbyt często. W tej chwili każdy z nas myśli o samodzielnych projektach .
- I nie powiesz mi, że gdyby teraz zadzwonił Krajewski i zaproponował kolejny wspólny krążek, to byś mu odmówił? Przecież nie mógłbyś tego zrobić swojemu mistrzowi!
- Uczciwie mówiąc, tak już się zdarzyło! W przeciwieństwie do mnie, Seweryn jest bardzo płodnym twórcą. Taki telefon miał miejsce zaraz po wydaniu jego albumu „Jak tam jest”. Wiele zaangażowania kosztowało mnie napisanie tekstów dla starszego ode mnie faceta, żeby w jego ustach brzmiały prawdziwe. Dlatego raz na jakiś czas wskazane jest porządne przewietrzenie głowy (uśmiech).
Autor: Marcin Kalita