Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

KULTURA

Andrzej Saramonowicz: Nieznośna lekkość świata

Dodano: 05.09.15 09:26


kul71265751

„Chłopcy” to najnowsza książka Andrzeja Saramonowicza. O tym, co skłoniło go do napisania powieści o tym, jak trudno być człowiekiem, gdy jest się chłopcem, opowiada Ilonie Adamskiej.

Czy powieść „Chłopcy” można uznać jako trzecią część komediowej trylogii Andrzeja Saramonowicza (po „Testosteronie” i „Lejdis”)?


– Można tak powiedzieć, choć jest to trylogia międzygatunkowa. Pierwsza część, czyli „Testosteron”, powstała jako sztuka teatralna i dekonstruowała klisze samooszukującej się męskości. Druga, czyli „Lejdis”, została pomyślana jako film fabularny. Jak się okazało, stała się społecznym fenomenem formatującym typy współczesnej polskiej kobiecości). Trzecią są właśnie „Chłopcy” – powieść, w której światy „Testosteronu” i „Lejdis” opisane zostały oczami 11-letnich dzieci.


Ale tytułowi „Chłopcy” to przecież nie tylko dzieci. Także dorośli mężczyźni, nieprawdaż?


– Owszem. W rozumieniu metaforycznym mojej powieści „chłopcami” są wszyscy współcześni mężczyźni, którzy nie chcą lub nie potrafią dojrzeć do odpowiedzialności. Reprezentuje ich 40-letni neurochirurg Jakub Solański. Jest świeżo po rozwodzie i przeżywa drugą młodość, objawiającą się intensywnymi romansami, co wpływa istotnie na sposób widzenia świata przez jego 11-letniego syna Mateusza. Tym mocniej, że przedmiotem licznych podbojów seksualnych ojca są matki szkolnych kolegów i koleżanek Mateusza. Relacja ojciec–syn to w „Chłopcach” podstawowa oś konstrukcyjna. Jakub wydaje się toksycznym ojcem, który zatruwa życie i umysł zakochanego w nim syna, ale okazuje się wkrótce, że także on, będąc dzieckiem, miał za wzór nieodpowiedzialnego ojca. W swojej książce chciałem powiedzieć, że ukłucie „nieznośną lekkością ojca” towarzyszy mężczyznom z pokolenia na pokolenia i kastruje w nich odpowiedzialnego mężczyznę.


Powieść „Chłopcy” pełna jest specyficznego dla Pańskiej twórczości humoru.


– Po pierwsze uważam, że forma komediowa jest doskonałym nośnikiem dla treści poważnych. Po drugie lubię, kiedy ludzie się śmieją, bo śmiechu w życiu nigdy dość. Nie mam zresztą z pisaniem rzeczy śmiesznych nadmiernych trudności. Pochwalę się, że kiedyś sam Andrzej Wajda powiedział o mnie, że jak mało kto w Polsce potrafię pisać błyskotliwe dialogi. Lubię też sarkazm, błyskawiczne riposty, językowe złośliwostki, inteligencką pikanterię – myślę, że czytelnicy odnajdą je także i w „Chłopcach”. Istotne było jednak dla mnie co innego – by ci, którzy sięgną po moją książkę, czuli, że im głębiej zanurzają się w tę historię, tym silniej czują, że ich śmiech z poziomu czystej zabawy przechodzi w refleksję zgoła niewesołą: co myśmy – jako liberalne społeczeństwo – sobie zrobili? W pogoni za zbudowaniem sytego, pełnego spektakularnych sukcesów życia? W złudzeniu, że współczesna dorosłość to wiecznie odnawialna i nisko oprocentowana karta kredytowa? W pielęgnowaniu w sobie nie tyle naiwnego dziecka, co rozbrykanego karła?


Czyli lekki styl literacki pełny ciętych ripost i sarkazmu ukrywa poważną prawdę o życiu i miłości. Czy często staramy się nie dostrzegać tego, co jest dla nas niewygodne?


– „Chłopcy” są historią o odrastaniu do miłości. 40-letni Jakub Solański i jego 11-letni syn Mateusz są niejako swoim lustrzanym odbiciem. Jakub ma najbliższego przyjaciela Pawła, z którym od lat dzieli najintymniejsze sekrety. Dla Mateusza taką samą rolę pełni jego równolatek Adrian, syn Pawła. Z początku Mateusz i Adrian wpatrzeni są w ojców jak w obraz, idealizują zarówno ich samych, jak i łączącą ich przyjaźń, chcą być tacy jak oni. Wydarzenia, które poznajemy z kolejnych stron „Chłopców”, pokazują synom z całą mocą, że ich ojcowie dalecy są od ideału. Zjawia się nieuchronna deziluzja…


Konieczny atrybut każdej dojrzałości…


– Doskonale to pani określiła. Kilka miesięcy, podczas których towarzyszymy nastoletnim bohaterom, zmienia ich nieodwracalne; dowiadują się, że dorosłość – ów pożądany owoc, w stronę którego tak chętnie zerka każde dziecko – ma swoją bolesną cenę. Ale przemiana towarzyszy też bohaterom dorosłym. Jakub Solański – niezwykle uzdolniony neurochirurg i ulubieniec kobiet – orientuje się, że w ciągu swojego 40-letniego życia nigdy nie stał się niczym więcej niż „dorosłym chłopcem”, równie uroczym, co nieznośnym. Nieznośnym – ku własnemu zdumieniu – także dla siebie. Czy będzie umiał pożegnać w sobie Piotrusia Pana i opuścić Nibylandię, którą umościł sobie między udami kolejnych kochanek? Czy zdobędzie się na bycie dorosłym także w wymiarze emocjonalnym? Jak miałoby się to wyrażać w świecie, który współczesnym mężczyznom chętnie pozwala kultywować niedojrzałość?


Liczba niedojrzałych mężczyzn przyjmuje charakter epidemii – uważa seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz. Co jest powodem tego zjawiska?


– Myślę, że ogólnie żyjemy w czasach, gdzie kultywuje się postawy niedojrzałe i dotyczy to nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Z mężczyznami sprawa ma się o tyle gorzej, że nie potrafią odnaleźć swojego miejsca w świecie, w którym tradycyjna rola kobiety zależnej od świata męskiego z powodów ograniczeń kulturowych i biologicznych uległa przedefiniowaniu. Dziś cechy, które dawniej uważane były za tradycyjnie męskie (aktywność, przedsiębiorczość, dynamizm), przynależą z powodzeniem do żywiołu kobiecego. Kobiety poszerzyły obszar swojej wolności, stając się niezależne. Feminizm uznaje to za wielkie zwycięstwo kobiet, ale jest w nim również – w moim mniemaniu – i zalążek kobiecej klęski. Obie płcie bowiem – tak to wymyśliła natura – się uzupełniają i nie mogą żyć w całkowitym oderwaniu od siebie. Mężczyźni są i będą kobietom potrzebni w wymiarze poważniejszym niż rozrywkowy. Cokolwiek byśmy mówili o zmieniających się warunkach życia, kobiety – choćby z racji funkcji macierzyńskich – bardziej cenią stałe związki niż mężczyźni. Tymczasem świat, w którym istnieje nadreprezentacja kobiet singli, nie skłania mężczyzn do zakładania takich stałych związków. Świat liberalny wbrew pozorom bardziej realizuje interesy mężczyzn niż kobiet, ponieważ pozwala mi żyć zgodnie z naturą – jako poligamicznym egoistom.


Ile wspólnego z neurochirurgiem Jakubem z książki pt. „Chłopcy” ma chirurg Tomasz z książki Milana Kundery „Nieznośna lekkość bytu”?


– Milan Kundera to jeden z moich ulubionych pisarzy, a „Nieznośna lekkość bytu” była jedną z ważniejszych powieści, które ukształtowały mnie jako młodego mężczyznę wchodzącego w dorosłe życie. Zatem takie zestawienie traktuję jak ogromny komplement. Bez wątpienia Jakub z „Chłopców” – jak już wspomniałem – dotknięty jest „nieznośną lekkością bytu”. Ale nie tylko ze względu na swoje cechy indywidualne, ale także cechy świata, w którym przyszło mu żyć. I myślę, że to jest największa różnica, bo uwarunkowania społeczno-obyczajowe komunistycznych Czech końca lat 60. XX wieku (kiedy żył Tomasz z „Nieznośnej lekkości bytu” różnią się znacznie od uwikłań liberalnej Polski z 2. dekady XXI wieku (kiedy żyje Jakub Solański z „Chłopców”.).


asnl2



Tadeusz Konwicki w „Pamflecie na siebie” napisał: „A miłość? Jeszcze jeden nałóg młodości, ryzykowne gry, oszałamiające stany nieważkości”. Czy w wieku dojrzałym staramy się wypełnić pustkę, sięgając do nałogów młodości?


– W „Chłopcach” napisałem o tym, jak trudno jest być człowiekiem, kiedy się jest mężczyzną. Dożyliśmy czasów, kiedy mężczyźni nie tylko muszą się tłumaczyć ze swojej natury, ale i udowadniać, że w ogóle mają duszę. Kobiety chcą też, by faceci przepraszali za własną seksualność. Tymczasem oni zupełnie nie rozumieją, czemu mieliby to robić, zwłaszcza że sami swojej seksualności nie rozumieją. To tak jakby wbijać tygrysa w poczucie winy, że woli mięso od trawy. A miał na to jakiś wpływ? Mężczyzną nie jest łatwo być, niech mi Pani wierzy. Na przykład jedziesz autobusem w letni dzień i kobiety są dość skąpo, a przez to wyzywająco ubrane. No, nie ma siły – choćby facet miał głowę zajętą Świętym Augustynem albo stałą Plancka, musi się zacząć na nie gapić. Bo to jest pierwotniejszy odruch mózgu niż roztrząsanie intelektualnych zawirowań. I znacznie silniejszy! Owszem, jest to chwilami zabawne i przyjemne, ale na dłuższą metę męczy. Lubię powtarzać, że męski seksualizm to MTV, którego nie można wyłączyć. Oszaleć można! I o tym właśnie mówię w „Chłopcach”: że niezmiernie trudno jest być człowiekiem jako zespołem cech duchowych, kiedy się jest mężczyzną jako zespołem cech fizycznych. Natomiast miłość – głęboko w to wierzę – nie jest nałogiem! Wprost przeciwnie: jest na wiele nałogów najlepszym antidotum. I należy jej szukać bez względu na wiek. A jeśli już się ją odnajdzie – dbać o nią jak o najcenniejszy skarb.


Przyznaję, że podczas lektury „Chłopców” byłam zaskoczona dosadnością języka, którego używają bohaterowie Pańskiej powieści.


– Powierzchowne odczytanie „Chłopców” może sugerować, iż używanie wulgaryzmów przez bohaterów to niemalże moja obsesja, bo przecież przeklinali i mężczyźni w „Testosteronie”, przeklinały kobiety w „Lejdis”, a teraz przeklinają dzieci. Ale tak nie jest. Jako autor nie tworzę światów nieistniejących, ale opisuję te, które widzę dookoła. Dziś ta warstwa społeczna, którą kiedyś określało się jako inteligencja, używa wulgaryzmów powszechnie, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Wiem, że wielu twórców współczesnych komedii używa przekleństw, by wzmocnić żart, bo są przekonani, że wulgarność może uratować kiepski dowcip. Ludzie reagują bowiem często śmiechem jako nerwową reakcją wobec przekraczania tabu, a używanie silnych wulgaryzmów w przestrzeni publicznej ciągle jest tak postrzegane. Ja jednak wstawiam wulgaryzmy do swoich tekstów z innych przyczyn: chcę, by język bohaterów mojej powieści – ludzi żyjących w wielkim polskim mieście w drugiej dekadzie XXI wieku – po prostu brzmiał autentycznie. Bohaterów „Chłopców” różni płeć, wykształcenie, sposób rozumienia świata, ale ekspresję, objawiającą się w języku, mają wspólną. Zależało mi na pokazaniu, że polscy inteligenci też tak mówią, że wulgaryzmy przestały być domeną marginesu społecznego. A przeklinające dzieci są po prostu krzywym zwierciadłem świata dorosłych. Jeśli nas przerażają lub zniesmaczają, zastanówmy się, czy one po prostu nie odbijają nas.


Czy odniesienie sukcesów zawodowych nie jest równoznaczne z dorosłością i odpowiedzialnością za życie własne oraz bliskich nam osób? Co świadczy o byciu dorosłym? Czy wiek ma tutaj jakieś znaczenie?


– Chciałem, by „Chłopcy” ukazali niebezpieczeństwa polskiej współczesności w wymiarze społecznym: dojmujący rozpad więzów rodzinnych, tęsknotę za najprostszymi wartościami (miłość, przyjaźń), nieumiejętność porozumienia międzypłciowego i międzypokoleniowego, histeryczną pogoń za kolekcjonowaniem wrażeń jako wyraz lęku przed banałem codzienności, strach przed odpowiedzialnością za życie własne i bliskich oraz pragnienie bliskości, skrywane za maską pozornej obojętności. Moja powieść pokazuje, że sukces zawodowy wcale nie musi iść w parze z dojrzałością społeczną. Jakub jest wziętym neurochirurgiem, ordynatorem kliniki i zawodowo człowiekiem spełnionym. Ale żyje w sposób całkowicie nieodpowiedzialny. Myślę, że o odpowiedzialności świadczy tymczasem umiejętność rezygnacji z samego siebie na rzecz innych ludzi. W dzisiejszych, rozbrykanych czasach brzmi to jakoś nieznośnie pompatycznie, ale – jestem o tym głęboko przekonany – innej drogi do dorosłości najzwyczajniej nie ma.


Rozmawiała: Ilona Adamska


Fot. Dorota Czoch


„Twoje Bielany Extra”


Zobacz również: