Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

KULTURA

Z jednej strony Matka Polka, z drugiej feministka.

Dodano: 21.02.17 12:49


kul89917179

Tytuł jest przewrotny. Ale – w moim przynajmniej przypadku – bardzo prawdziwy. Stereotypowa „Matka Polka” to kobieta umęczona, oddająca całą siebie rodzinie, przede wszystkim dzieciom.

Mniej licząca się ze swoimi potrzebami. Mniej? Często wcale. I ja, świadoma dziewczyna, wolna, uważająca, że obowiązki należy dzielić sprawiedliwie, na początku dałam się wpędzić w tę stereotypową rolę. Nagle to, co powinnam, chociaż nie do końca czuję, stało się najważniejsze. To, żeby dom był wysprzątany, chociaż po ciężkich nocach z maleńkim synem ledwie sama stałam na nogach. Mówi się, że mama powinna odsypiać wtedy, gdy dziecko śpi. Nigdy w ciągu dnia nie udało mi się położyć, bo zawsze było coś do zrobienia. Tylko to „coś” to była bardziej powinność w mojej głowie, ponieważ nie potrafiłam inaczej zorganizować sobie pomocy, wsparcia. Nie, żeby chęci pomocy nie było, to ja uparcie wszystko brałam na siebie. Ja i większość bliskich mi mam. Stąd pojawiła się nazwa audycji. Chciałam porozmawiać o naszym rodzicielstwie, podpytać, jak się obowiązkami dzielimy, z czym mamy problem, gdzie szukamy pomocy, co nas ogranicza. Na początku miałam kilka pytań, przybywało ich po każdej rozmowie z rodzicami. Każdy bohater audycji pytał o coś, co dla niego jest ważne. Każdy coś dodawał. Każdy też czegoś uczył słuchaczy i mnie.


Czym jest dla Pani macierzyństwo? Jak je Pani rozumie?


Chciałabym, by macierzyństwo było radością, ale też świadomością, że wychowuję moich synów do samodzielności, indywidualności. By byli silni mądrością, by nie ograniczały ich moje lęki. Tego się uczę. By wiedzieli, że są kochani, wspierani, by znali swoje mocne strony. A przede wszystkim, by byli szczęśliwi. By nie krzywdzili innych. Więc moje macierzyństwo jest nauką. I dla nich, i dla mnie. To ogromna odpowiedzialność. No i staram się, by macierzyństwo było wspomnianą radością, pełną szaleństwa, wygłupów i robienia wspólnie rzeczy, które lubimy. I bym była mamą, która zna także swoje potrzeby i ograniczenia. Jak widać, ta nauka jest ciągła. Stale się czegoś o sobie jako mamie dowiaduję.


Co może być zaskakujące, Pani książkę otwiera historia nie matki, ale ojca. Czy nie jest tak, że w rozmowach o rodzicielstwie zapominamy o mężczyznach i ich doświadczeniu ojcostwa?


Myślę, że jest wielu ojców, którzy robią fantastyczną robotę. Pokazują mądre, cierpliwe i zaangażowane rodzicielstwo. Ja poznałam wielu takich mężczyzn. Najczęściej są to panowie, którzy uczyli się tego na swoim przykładzie, razem z żonami, partnerkami. Bo nasi ojcowie wychowywani byli w zupełnie innych czasach i inaczej postrzegali swoją rolę w rodzinie. Byli często ojcami pracującymi, nie chcę generalizować, ale myślę, że gdyby dokładnie to zbadać, okazałoby się, że więcej panów przyjmowało w rodzinie taką rolę. Skąd więc dzisiejsi ojcowie mieli brać wiedzę o rodzicach zaangażowanych, dbających o bliską więź z dzieckiem? Nawet bardzo małym. Ale – co było dla mnie świetnym doświadczeniem – znam wielu zaangażowanych tatów także z tego starszego pokolenia. I tacy pojawiali się w audycji. Ojcowie, dziadkowie, a nawet pradziadkowie. Jeden z nich wychowywał swojego prawnuka, gdy wnuczka była w pracy. Po tej rozmowie dostałam sporo listów, wspomnień wnuków z podobnym doświadczeniem. I właśnie zauważam, jak do tego grona dziś dołączają kolejni panowie.


Spośród setek godzin audycji, wielu spotkań, opisała Pani historie 18 rodzin. Czym się Pani kierowała przy wyborze swoich rozmówców?


Oczywiście w pierwszej kolejności kierowałam się intuicją. Szukałam historii, które mogą „pomóc”, podpowiedzieć, wskazać drogę. Z ich bohaterami można się utożsamiać. Gwarantuję, każdy znajdzie fragmenty, które zna ze swojego doświadczenia. Już teraz dostaję mnóstwo znaków, że to są opowieści znane, podobne mechanizmy. Ot choćby opowieść o tym, jak mama nie mogła się pogodzić z tym, że nie udało się córeczki karmić naturalnie. Znam dziesiątki takich historii z bardzo bliskiego otoczenia. Albo o samodzielnym rodzicielstwie, albo o tym, co z własnego dzieciństwa wnosimy do związku i relacji z dzieckiem. To reportaże, łatwo znaleźć te punkty wspólne. Nie daję rad – to chcę podkreślić – nie oceniam bohaterów, absolutnie, pokazuję, jak oni sobie poradzili, co oni zrobili. No, nawet nie tyle pokazuję, co oni o tym opowiadają.


Niektóre z rozmów, które Pani przeprowadziła, były bardzo trudne i angażujące, nierzadko bolesne dla Pani rozmówców. Jak Pani sobie radzi z bagażem emocjonalnym, który niosą takie rozmowy?


Z perspektywy czasu myślę, że jest we mnie tyle wdzięczności, że rozmówcy „darują” mi swoje historie, intymność, że ta wdzięczność mnie niesie. Często po publikacji jeszcze dopytuję o odczucia rodzica, czy tak to chciał przekazać, czy czuje się dobrze z tym, że rozmowa wybrzmiała, że siebie usłyszał. Bo opowiedzenie historii to jedno, wsłuchanie się w swój głos to dużo większe wyzwanie. Na szczęście inni słuchacze zawsze doceniali szczerość, dzwonili do radia, a dziś publikują swoje komentarze na stronie internetowej. I to w 99 procentach są pozytywne i wspierające słowa. To bardzo dużo daje. I bohaterom i mnie. No a poza tym sama te historie naturalnie „przerabiam”, rozmawiając z bliskimi. Gdy mam wątpliwości, pytam. Wracam do domu i opowiadam. Gdy jest we mnie strach, mocno do pionu stawia mnie przyjaciółka. Sama też mam prywatną, małą grupę wsparcia.


Zobacz również: