Odwiedziło nas:
Dodano: 07.08.14 09:36
Właściwie pora snu, a tu nic z tego, suk tętni życiem. Dookoła, rozmowy, brzęk sztućców, z oddali dobiega ciche granie, a my oddając się rozkoszom podniebienia, siedzimy otuleni nocą, ogrzani atmosferą ulicy i ciepłem z promienników gazowych. Znad talerzy ukradkiem patrzymy na siedzącą obok parę.
Dlaczego ukradkiem? Z jednej strony Doha jest nowoczesnym miastem, a z drugiej jest stolicą muzułmańskiego kraju, z mocno osadzonymi tradycyjnymi wartościami. Przekonałam się nie raz, jak to dobrze wybierając się w głąb Płw. Arabskiego mieć choć odrobinę świadomości, rządzącego tu prawa i tradycji. Warto też pamiętać o różnicach kulturowych między islamistami, a resztą świata. No właśnie - tutaj długie wpatrywanie się w ludzi, zwłaszcza w kobiety arabskie, może dla podglądającego skończyć się niemiłym akcentem. Podobno fakt, że jest się turystą nie znającym tutejszych obyczajów, nawet w najmniejszym stopniu nie łagodzi kary, a wręcz przeciwnie. Dlatego nie chcąc niczym zmącić pobytu w tej części świata, staraliśmy się przestrzegać panujących tu zwyczajów. I tak patrzyliśmy na wszystko, na co przyszła nam ochota, ale dyskretnie.
Ryż i wanilia
Miłym akcentem kończącym późno nocny posiłek jest mahallabya - przepyszny arabski deser, trochę przypominający budyń. Przyrządza się go na bazie mąki ryżowej i posypuje orzeszkami pistacjowymi. W zależności od preferencji smak i aromat można jeszcze podkręcić kardamonem, wanilią lub kawą. Obsługujący nas, kelner, który oprócz tego, że pięknie się uśmiechał ( tutaj niezbyt częsty widok), poruszał się bezszelestnie i zwinnie, jak baletmistrz na scenie i to on pomógł nam dobrać dodatki do deseru. Dopełnieniem, a właściwie już przepełnieniem wieczoru była zamówiona przez przyjaciół szisza (fajka wodna). Biały, jak mgiełka dymek, z arabskiego tytoniu „sallun” leciutkie bulgotanie i delikatny szmerek w głowie. Podobno o to im chodziło. Nad biesiadnikami i specerowiczami, nad wszystkim dookoła, unosił się wypływający z szisz, słodki zapach jabłkowo- cynamonowego tytoniu, wymieszany z zapachem cebuli, szałwi, kolendry, kardamonu, cytryn, fig, czosnku, smażonej jagnięciny i wszystkiego tego, czym smakuje i pachnie arabska kuchnia. Aromat wieczornego souku uzupełniały unoszące się delikatne olejki markowych perfum, ciągniętych przez gęsty tłum mężczyzn, w większości ubranych w długie tradycyjne stroje-dishdasha, lub thobe. Dostojnie kroczący Arabowie, bezszelestnie mijali się na wypolerowanych, kamiennych chodnikach zostawiając za sobą smugę dość wyrafinowanych woni, które jeszcze przez długi czas pozostawały w powietrzu. Spacerujących kobiet widać było znacznie mniej, a jeśli już szły, to przeważnie za mężem i zazwyczaj ubrane w czarne abaje, często z zakrytymi twarzami.
Lampa Aladyna
Migocące światła ażurowych lampek dodawały uliczkom uroku i potęgowały nastój tajemniczości. Szkoda, że chociaż w jednej z nich nie mieszkał duch, który, jak w bajce „Cudowna lampa Aladyna” miał moc spełniania życzeń. Pewnie jakieś bym miała. W tym anturażu noc nabierała szczególnego wymiaru i zapowiadało się, że właściwie w takim momencie, wszystko zdarzyć się może. Dlatego nie czekając na Dżina z baśni, ani na inne atrakcje, zostawiamy zimną już herbatę, sziszę, przygarniętego przed chwilą kota i obieramy kierunek na hotel. W odróżnieniu od słonecznego i ciepłego dnia noc jest dość chłodna. Zatrzymaliśmy taksówkę. Tu podróżuje się nimi za bardzo małe pieniądze-bogactwo ropy czyni cuda.
„Nie wszystko złoto, co się świeci”
Po drodze do hotelu taksówkarz, o raczej azjatyckiej urodzie, opowiadał nam o mało baśniowym, drugim obliczu tej państwowości. Katar, to nie tylko coraz bujniej rozwijająca się turystyka, bogactwo i gwałtowny wzrost w wielu dziedzinach życia, to także kraj ogromnych kontrastów. Wstydliwym tematem dla Katarczyków, skrzętnie skrywanym przed światem są m.in. trudne warunki życia i niewolniczej, ciężkiej pracy cudzoziemców, głównie z Malezji, Indii, Indonezji. Najczęściej to oni pracują przy wznoszeniu i nadawaniu blasku drapaczom chmur, które później napawają dumą Katarczyków. Niechętnie mówi się też o głodowej zapłacie za niebezpieczną pracę na wysokościach i do tego wykonywaną w czasie morderczych upałów. Taksówkarz mówił nam, że podobno, dość często, podczas stawiania tych kosmicznych budowli, zdarzają się wypadki, które kończą się poważnym kalectwem, lub śmiercią. Jednak inwestorzy, chcąc uniknąć udzielenia pomocy ofiarom wypadków i ich rodzinom, dokładnie takie zdarzenia ukrywają, aby nie wyszły na światło dzienne. To też jest Katar.
Z Al Jazeerą w tle
Wreszcie, po bardzo długim dniu i nocy, zmęczeni natłokiem i ciężarem wrażeń, dojeżdżamy do hotelu. Tu możemy odpocząć, oglądając jedyny słuszny, w tej części świata, kanał telewizji Al Jazeera. Nadająca od ponad 10 lat, to głównie ona rozsławiła emirat. TV Al-Dżazira zdobyła pozycję najważniejszej stacji informacyjnej muzułmanów. To zarazem najpoważniejszy konkurent TV BBC. Hotelowy informator podaje, że jej arabskie i angielskie programy odbiera około 150 mln telewidzów na całym świecie. Bywa też, że w sprawach gardłowych władca Kataru wykorzystuje ją jako swoją tubę propagandową. Al Jazeera wśród swoich, uznawana jest za całkowicie obiektywne medium opiniotwórcze. Niestety pośród różnych informacji, nie znalazły się żadne wiadomości z Polski. Ale na całe szczęście jest internet.
Wiesława Kusztal
„Extra Brodnica”
Zobacz również: