Odwiedziło nas:
Dodano: 18.06.14 11:24
„Kobieta to wielbłąd, którego Bóg nam daje do przebycia pustyni żywota” – tak tutaj mówią. Kto chciałby zamienić leniwe obcowanie z historią i tradycją poznawaną w muzeach, albo uciec od aluminiowo szklanych konstrukcji nowoczesnej części Doha, może wybrać się na pustynię. Nie trzeba jej daleko szukać.
Około 15 km od centrum katarskiej metropolii zaczynają się prawdziwe pustynne piachy, a właściwie ocean piachu, bez brzegu, bez drzew i bez domów. Tylko piasek. Tym bardziej, że wszelki widok zasłaniają dość wysokie wydmy.
Po równej jak stół drodze
w kilkanaście minut dotarliśmy do pustynnych bezdroży. I tu skończyła się zabawa. Nieutwardzony szlak i piach, zdmuchiwany z wydm, zamazujący i tak słabo widoczną drogę, powodowały dreszczyk emocji. Jednak ciekawość i chęć przeżycia przygody, tłumiły lęk. Poza tym z upływem drogi coraz bardziej przekonywaliśmy się, że Nasir, nasz kierowca - po pierwsze, ma intuicję i olbrzymie doświadczenie w poruszaniu się po pustyni, a po drugie jest profesjonalistą w dodatku świetnie przygotowanym na wyprawę.
Po meandrującej między wydmami drodze dowiózł nas na niewielkie wzniesienie. I tu niespodzianka. Wyłonił się widok, zapierający w piersiach dech. U naszych stóp słały się doliny, poprzecinane wyschniętymi korytami sezonowych rzek. Piach na krawędzi wydmy, w kolorach rudawej ochry złączony z błękitem nieba, a w dolinie z kolei, jak wirująca mgiełka, tańczący w rytm podmuchu wiatru. Na horyzoncie zielona plama, zwiastująca oazę. Pięknie. Od tej pory jeszcze wiele razy pustynia zaskakiwała nas swoją surowością, przenikającą się z łagodnym pięknem, i z prostotą połączoną z tajemniczością, aby na koniec ubóstwo zmieszać z bogactwem.
Wszystkiego po trochu.
Beduini – żywą legendą
Wyprawa na pustynię, w kraju poważnie, nastawionym na turystykę, to żaden problem. W Doha jest wiele specjalnych agencji, które na życzenie przygotują ciekawy wyjazd w głąb piaszczystej krainy. Wykaz ofert jest ogromne zróżnicowany, począwszy od wyścigów terenowcami po bezdrożach, przez tropienie zwierząt pustynnych, aż do poszukiwania koczowników i ich wędrownych osiedli. Której formy by nie wybrał, to i tak pobyt na pustyni jest sporym przeżyciem. Dla mnie wartością samą w sobie było podążanie szlakiem karawany. Wyprawa dała nam jedną z niewielu okazji spotkania Beduinów, rodowitych mieszkańców tej wielkiej piaskownicy. Spotkani na pustynnym szlaku koczownicy, sprawiali wrażenie, jakby czas im się zatrzymał. Patrzyłam na nich, trochę, jak na relikty dawnych epok, kiedy to legendy przekazywane z pokolenia na pokolenie mieszały się z ówczesną rzeczywistością. Dziś większość nomadów, prowadzi osiadły tryb życia, ale są jeszcze tacy, którzy wciąż wiele czasu przeznaczają na wędrowanie z karawanami w poszukiwaniu dogodniejszych warunków do życia. Beduini, którzy żyją na pustyni hodują wielbłądy, kozy i coraz częściej uprawiają warzywa i owoce, które sprzedają na targach. Wycieczka wśród ogromnych piaszczystych terenów pozwala przyjrzeć się życiu ludzi pustyni i nabrać jakiegoś, pewnie nie wielkiego, wyobrażenia o warunkach ich istnienia. Ale podczas zorganizowanego, nawet kilkudniowego pobytu, nie można wniknąć w prawdziwe życie Beduinów na tyle głęboko, aby móc zrozumieć ich wciąż żywą legendę.
Saganek i owce w zagrodzie
Codzienna rzeczywistość wielu Beduinów toczy się w warunkach, dla nas trudnych do wyobrażenia. Ich cały dobytek, to najczęściej ściana, albo dwie, jakiś dach, lub jego fragment, nad głową, skromne dywany do spania, blacha do pieczenia placków na ognisku i saganki do gotowania kawy, albo herbaty i pewnie kilka filiżanek. Może jeszcze coś więcej, ale mnie nic więcej nie udało się zobaczyć. W zbitej z gałęzi zagrodzie owce, a obok w cieniu, w rdzewiejących konwiach woda, do picia dla zwierząt i ludzi. Nie ma prądu, lodówek, ani tego wszystkiego czym my otaczamy się w naszych kuchniach. Nie ma, ale posiłek musi być. Kobiety w czerni od stóp do głów, a mężczyźni, wprost przeciwnie, odziani w białe tradycyjne szaty. Dziwiłam się, jak przy tak dużym braku wody i w takich warunkach, są w stanie utrzymać biel swoich długich „koszul”. Nazir, który zaproponował nam odwiedziny u jego znajomych Beduinów, najpierw podpowiedział nam co wypada, a co nie, podczas spotkań z Beduinami. Wśród dobrych rad, jakich nam udzielił, znalazła się uwaga, że nie wypada odmówić wypicia beduińskiej czarnej jak smoła kawy.
Beduini – wolni jak wiatr
Zgodnie z tradycją, to gospodarz nalewa kawę aż po brzeg filiżanki. Na szczęście, małej, bo zwyczaj nakazuje wypić przynajmniej trzy porcje. Podobno, jeśli jednorazowo, poczęstowani zostaniemy dużą ilością kawy oznacza, że wizyta ma być krótka. Z kolei, jeśli gospodarze chcą, abyśmy zostali z nimi na dłużej, wówczas podają małe ilości kawy, ale za to wielokrotnie. Mieliśmy okazję poznać gościnność Beduinów i przekonać się, że poczęstunek kawą, bywa nie lada wyzwaniem dla kogoś, kto w ogóle kawy nie pije. Smakoszom tego napoju, do których i ja się zaliczam też nie udało się wypić więcej niż dwa, trzy maleńkie łyczki. Jest tak mocna i gorzkawa. Pamiętaliśmy, że nie możemy krzywić się pijąc tę kawę, ale pochwały chyba nie za bardzo nam wychodziły.
Nie mniej, kawa na pustyni, przy ognisku i pod gołym, ugwieżdżonym niebem, smakuje głębiej. To kawa inna niż wszystkie dotychczasowe, myślę, że i te późniejsze także. Jej smak doprawiła przygoda.
Wiesława Kusztal
„Extra Brodnica”
Zobacz również: