Odwiedziło nas:
Dodano: 06.03.15 14:41
Czy zwariowany pomysł na przejechanie całego kontynentu afrykańskiego fiatem 126p jest w ogóle możliwy do zrealizowania? Wielu zapewne uzna, że to zupełna abstrakcja, coś niewykonalnego. A jednak się da. Udowodnił to Arkady Paweł Fiedler, wnuk znanego poznańskiego podróżnika i pisarza, Arkadego Fiedlera.
W grudniu ubiegłego roku zakończył on swoją 3,5-miesięczną wyprawę pod hasłem „Po Drodze Afryka”. Relacji z tej niezwykłej podróży można było posłuchać podczas spotkania w Poznańskim Klubie Podróżnika, które odbyło się 4 lutego 2015 roku w Winogradzkim Domu Kultury POD LIPAMI.
Maluchem w świat
Spotkanie w całości poprowadził sam bohater wieczoru, Arkady P. Fiedler, który swoją opowieść przeplatał licznymi zdjęciami i filmami.
– Afryka towarzyszyła mi właściwie przez całe życie. Dorastałem w puszczykowskim muzeum mojego dziadka, w którym znajdowały się liczne eksponaty przywiezione przez niego z afrykańskich wojaży – mówi Arkady P. Fiedler. – Stąd też od początku miałem w sobie afrykańskiego ducha i ten kontynent bardzo mnie pociągał. Poza tym, lubię jazdę samochodem i odkąd zrobiłem prawo jazdy często urządzam sobie wyprawy autem do różnych miejsc.
I w pewnym momencie pomyślał sobie, że może warto połączyć jedno z drugim i przejechać kontynent afrykański samochodem. To było jego marzenie. – tak Arkady P. Fiedler wyjaśnia, dlaczego postanowił wybrać się w tę podróż akurat maluchem
– Wszystko zaczęło się pięć lat temu, kiedy mieszkając w Londynie i pracując w jednej z tamtejszych korporacji, postanowiłem pojechać w dwutygodniową podróż do Polski i sentymentalnie przejechać wzdłuż wszystkich jej granic. Maluchem oczywiście – wspomina podróżnik. – Ta wyprawa spodobała mi się wtedy na tyle mocno, że postanowiłem wyruszyć tym niepozornym autkiem gdzieś dużo dalej. Podróż do Afryki miała w zasadzie dwa główne cele: spełnienie wielkiego marzenia o pokonaniu tego kontynentu samochodem i stworzenie na ten temat filmu dokumentalnego.
Klątwa egipska
Kiedy Arkady P. Fiedler wyruszył z Polski w kierunku Afryki, tuż za nim podążała ekipa filmowa, która przez cały okres podróży dokumentowała afrykańską przygodę z maluchem w roli głównej.
Zanim jednak nadszedł dzień wyjazdu, sam inicjator wyprawy miał duże problemy ze znalezieniem mechanika, który odważyłby się podjąć wyzwania przygotowania fiata 126p do tak dalekiej podróży. Koniec końców, udało się znaleźć jednego śmiałka.
Prawdziwe komplikacje miały się jednak dopiero zacząć. Otóż, okazało się, że prom, którym maluch miał popłynąć do Egiptu został w ostatniej chwili odwołany. Postanowiono więc wykorzystać do transportu auta specjalny kontener. Żeby jednak nie było za łatwo, tuż przed wjazdem do portu maluch się zepsuł i do kontenera musiał zostać wepchnięty siłą.
Kolejne trudności pojawiły się w stolicy Egiptu, Kairze, w którym podróżnik wraz z ekipą filmową mieli spędzić kilka dni, a zamieniły się w dwa tygodnie. Wszystko za sprawą tamtejszych urzędników, którzy stwarzali ogromne problemy, za których rozwiązanie trzeba było w dodatku sporo zapłacić. Przy okazji byli też tak podejrzliwi, że w pewnym momencie Polacy zostali uznani za „groźnych szpiegów z małego, zielonego malucha”.
Koniec końców, udało się opuścić Egipt, w którym Fiedler zostawił połowę zaplanowanego na całą podróż budżetu, po czym przysiągł, że już nigdy więcej tam nie wróci.
– Miałem tak dosyć tego Egiptu, że nie chciałem już nigdzie się zatrzymywać – nawet przy piramidach – tylko w dwa dni pokonałem od razu 1100 km. Potem było już z górki i zaczęła się prawdziwa wyprawa – mówił ze śmiechem Fiedler. – Pierwszym punktem na mapie był Sudan. Warto tu wspomnieć, że na tym etapie maluch zapisał się w historii polskiej motoryzacji, ponieważ był to pierwszy polski samochód (ekipa również), który pokonał lądowe przejście graniczne z Egiptu do Sudanu, jako że do tej pory można było zrobić to jedynie drogą morską. Sam Sudan okazał się zaś być krajem zupełnie różnym od tego restrykcyjnego, islamskiego miejsca, które znałem z opowieści. Ludzie bardzo ciepło i życzliwie nas tu przyjęli.
Niemałe wrażenie zrobiły też na nim ogromne i całkowicie puste przestrzenie. Dalej przywitała ich niesamowicie zielona i niemal zupełnie pozbawiona samochodów Etiopia. -Ludzie przemieszczają się tu wszędzie na własnych nogach. Teraz już przynajmniej wiem, dlaczego Etiopczycy są tak dobrymi maratończykami! – śmieje się podróżnik.
Kolejne przystanki malucha nastąpiły w Kenii, Ugandzie, Ruandzie, Tanzanii, Zambii i Namibii. W każdym z tych miejsc widok malucha budził ogromne emocje. Jedni się zachwycali, inni śmiali, a jeszcze inni dziwili. Niektórzy nawet chcieli go kupić.
Crazy mzungu, czyli…
Największe poruszenie i zainteresowanie fiat 126p wywoływał jednak wśród afrykańskich dzieci, dla których widok ten był ogromnym wydarzeniem. Nic więc dziwnego, że za każdym razem otaczały malucha ze wszystkich stron, a jego kierowcę nazywały „crazy mzungu”, czyli zwariowanym białym człowiekiem. Na tej podstawie Fiedler wywnioskował, że maluch jest fantastycznym narzędziem do poznawania ludzi i do nawiązywania kontaktów.
– Najbardziej ekstremalnym momentem podróży była Tanzania, w której to trzeba było przemierzyć wymagającą trasę liczącą 850 km, biegnącą jedynie wśród dziczy i glinianych wiosek. Towarzyszyły jej niezliczone i przedostające się całymi chmarami do auta, muchy tse-tse – opowiada Fiedler. – Z kolei w Kenii, z racji licznie występujących komisariatów policji, mieliśmy przygodę typowo kryminalną. Mianowicie, jeden z członków ekipy filmowej dostał mandat za przekroczenie dopuszczalnej prędkości. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że kolega został zamknięty w więzieniu, a nawet tego samego dnia odbyła się sprawa w sądzie! Po zapłaceniu odpowiednich sum i przyznaniu się do winy, udało się mu jednak wydostać z tarapatów.
Ale jak dodaje podróżnik, mimo wszystko i tak więcej było tych pięknych chwil, przepełnionych niezapomnianymi ludźmi i widokami – W kenijskiej dolinie Omo piliśmy najlepsze miodowe wino i żuliśmy kat, afrykańską roślinę o właściwościach pobudzających. W Zambii obozowaliśmy przy wspaniałych baobabach, gdzie spotkaliśmy Buszmenów oraz oswojone gepardy, które łasiły się do nas niczym koty – wspomina Fiedler.
Nowe wyzwania
Podbój Afryki maluchem zakończył się wraz z dotarciem do Przylądka Dobrej Nadziei. Do tego miejsca Arkady P. Fiedler wraz ze swoją ekipą filmową przebył dokładnie 16 194 km, odwiedzając przy tym 11 krajów, zużywając 950 l benzyny i oczywiście zaliczając przy tym niezliczoną liczbę usterek.
– Doszedłem do wniosku, że im dłużej maluch jechał, tym coraz mniej się psuł! To była niesamowita wyprawa i świetna przygoda! – mówi podróżnik. – Już zaczynam planować kolejne trasy. Na razie nie zdradzę jeszcze, dokąd chcę tym razem pojechać, jednak na pewno znowu zrobię to w towarzystwie malucha!
Do końca roku ma powstać film będący relacją z podróży Arkadego P. Fiedlera przez Afrykę. Podróżnik zapowiada, że ekranizacja ma się pojawić w dwóch wersjach – kinowej oraz odcinkowej. Na zakończenie spotkania, uczestnicy mieli okazję obejrzeć niewyświetlany jeszcze do tej pory, premierowy klip promujący film.
Joanna Oprawa-Karwat
„Warta Poznania Extra”
Fot. Archiwum Arkadego P. Fiedlera: https://www.facebook.com/PoDrodzeAfryka
Zobacz również: